wtorek, 18 sierpnia 2020

Disco polo - forever!

Od wielu lat piszę, że doktorzy w naszym kraju są chorzy. Stan taki musi być wynikiem zbyt długiego przebywania w akademickim kiślu, który coraz głośniej krytykowany jest w środowiskach uniwersyteckich. Tym razem dotykam przypadku doktora nauk prawa, który nie robi jednak kariery naukowej, a zdobyty tytuł służy mu bardziej jako katalizator jego prawniczej praktyki. Po przeczytaniu jego wywodów czuję się jednak jak po przeglądzie gwiazd disco polo - dobrze się słucha, ale pozostaje jakaś doza niesmaku. Postaram się tą dychotomię przedstawić. 2700 słów. 



~~~

Spis Treści | Autorytet | Biznes pisze glosy | Doktor nauk prawa | Glosa jako głos z wokandy | Czy autor wie o czym pisze? | Obowiązki publiczne radcy prawnego | Natura umowy kredytu | Wzorzec umowy | Czytamy wyroki TS UE | Odrobina optymizmu | Achtung! Glosa! | Zasada walutowości pieśnią PRL | Disco polo - forever! | Bibliografia


~~~

1. Autorytet

Radca prawny, adwokat, doktor, czy też profesor nauk prawa - te tytuły powinny gwarantować najwyższy poziom prezentowanych myśli. Myśli niezależnych od interesów, prywatnych korzyści czy też towarzyskich układów. Słuchając wypowiedzi osób noszących te zaszczytne tytuły powinniśmy mieć pewność, że nie podlegamy manipulacji i mamy sposobność obcować z myślą prawdziwą, która pozwala przybliżyć się nam do prawny.


W trakcie 5 letniego spotkania z polskim środowiskiem prawniczym do tej pory spotkałem się z taką sytuacją trzykrotnie. Po raz pierwszy czytając teksty R.Jastrzębskiego, który zainspirował mnie do poszukiwania prawdy, następnie A.Szpunara, który pokazał, że należy prezentować swoje myśli i ich odważnie bronić, a po raz trzeci J.Pisulińskiego, którego wywody opierają się na solidnych fundamentach cywilistycznych. Reszta prawników, których spotkałem czy to na kartach piśmiennictwa, czy to w innych sytuacjach okazała się mniejszymi czy większymi manipulatorami, którzy wykorzystywali swoją pozycję do realizacji celów osobistych, lub też realizowali zlecenia swoich mocodawców, mając prawo za raptem platformę służącą realizacji tych celów i niestety w obu przypadkach nie szanując systemu prawa, co objawiało się odrzuceniem jego wspaniałych narzędzia takich jak zasady wykładni czy też logika. Zamiast tego osoby te serwowały i serwują pseudonaukowy bełkot, otwarcie mówiąc że mogą sobie na to pozwolić, bo to one są dysponentami tej wiedzy. Jak pokazała pokonana przeze mnie droga w ciągu ostatnich 5 lat, osoby te są nie tylko są w głębokim błędzie, ale są najzwyklejszymi manipulatorami oraz dosyć często po prostu oszustami. Świat globalnej komunikacji i ostępu do wymiany myśli oraz wiedzy pozwolił nam zedrzeć woalę autorytetu z manipulatorów i oszustów. Dzięki dostępowi do wiedzy w XXI w. zwykły człowiek, poświęcając znaczną ilość czasu jest w stanie zdobyć wiedzę, która pozwala oddzielić prawdę od fałszu co pozwala na poznanie prawdziwego oblicza osób uchodzących za autorytety.


2. Biznes pisze glosy

Ze smutkiem i niesmakiem przeczytałem glosę do wyroku SN IV CSK 309/18, autorstwa osoby która zarobkuje na tragedii kredytowej oraz jest kolegą prawnika prowadzącego glosowaną sprawę. Autor podpisał się jako "doktor nauk prawnych, członek Forum Konsumenckiego przy Rzeczniku Praw Obywatelskich", nie wspominając że jest radcą prawnym zarobkującym od wielu lat na kryzysie kredytowym, osobą która od 5 lat sprytnie realizuje cele marketingowe czy to będąc blisko środowisk społecznych, czy też publikując sponsorowane teksty w prasie. Autor nie wspomniał także, że jest członkiem tajemniczego "stowarzyszenia" - Forum Prawników Finansowych, które nie posiada formy prawnej ani statutu, będąc raczej formą kartelu prawników operujących w środowisku mediów społecznościowych, i ruchów konsumenckich z których pozyskują swoich klientów. Nie wspomniał, że w ramach tego stowarzyszenia współpracuje z prawnikiem prowadzącym glosowaną sprawę. Brak tych zastrzeżeń powoduje, że glosa jest raptem miernej jakości manipulacją, co postaram się wykazać.


3. Doktor nauk prawa

Autor glosy prezentuje się nie tylko jako "doktor nauk prawa" (cytat literalny), ale także jako znawca prawa europejskiego, które stało się teraz ośrodkiem polskiej myśli prawniczej w zakresie prawa zobowiązań na styku przedsiębiorcy z konsumentem. Nie są już ważne podstawy prawa, w szczególności natura zobowiązania i jego analogu - świadczenia, źródło długu, mechanizmy zapłaty na rzecz osoby trzeciej czy regres. Kogo to obchodzi? Jakie to ma znaczenie? Teraz każdy nowoczesny prawnik udaje, że gra w amerykańskim filmie w którym króluje słowo Sądu, będącego poprzez precedens źródłem prawa. I tak też postępuje autor glosy. Nie odnajduje on w słowach Sądu Najwyższego błędów natury prawnej. Nie szuka on ich podstaw. Zamiast tego serwuje nam kakofonię często błędnych nawiązań do wyroków i publikacji, tak jakby stanowiły one konstytucyjne źródło prawa. A miejscach w których dokonuje poprawnych spostrzeżeń, nie potrafi ich osadzić w systemie prawa, pozostając na poziomie publicystyki.


Doktor nauk prawa nie ma prawa tak postępować; zamiast tego winien on przyjąć postawę neofity, zwracającego uwagę prawnikom znudzonym wykonywanym zawodem, lub też procedujących bez wymaganego poziomu wiedzy, który niczym apostoł przypomina o pięknie systemu prawa i jego filarach. Osoba, która jako dojrzały praktyk prawa wzbogaciła dorobek nauki przeprowadzając prace badawcze zakończone przewodem doktorskim winna umieć to zrobić w sposób delikatny ale jednocześnie stanowczy, nie pozostawiając suchej nitki na dostrzeżonych błędach. Wszak celem glosy jest korekta potencjalnych błędów wywodu Sądu i to w całej ich rozciągłości. Celem glosy nie jest manipulacja, tylko szukanie prawdy.


4. Glosa jako głos z wokandy

Zamiast tego autor serwuje nam mowę pełnomocnika reprezentującego swojego klienta w sali Sądowej. Mam bardzo silne wrażenie, że autor glosy nie ma prawa tak postąpić, a robiąc to łamie Zasady kodeksu etyki radcy prawnego.


Autor w sposób nieco naiwny forsuje postrzeganie umowy kredytu denominowanego w walucie obcej jako umowy złotowej. Pierwsza manipulacja znajduje się już w tytule, gdzie mówi on o denominacji do waluty obcej. Każdy kto zna zasady wykładni prawa wie, że pierwszym krokiem jest tzw. wykładnia językowa. A ta mówi nam czym jest "denominacja" t.j. zmiana nominału na walucie; nie jest to natomiast zmiana waluty. Opinia wyrażona przez autora nie znajduje oparcia w języku prawa, ani w piśmiennictwie socjalistycznym, sprzed 2015 roku. Określenie to w formie "denominowany do" pojawiło się w publicystyce po 2015 roku jako wynik błędnej intuicji komentatorów. I choć tego sformułowania używa także SN, może być to wynikiem odczytania akt toczącej się od kilku lat sprawy, której pełnomocnik wprowadza pojęcie "denominacji waluty długu". Autorowi błąd ten jest jednak obojętny. Nie zwraca on uwagi na takie niuanse jak wykładnia prawa i elementy języka prawnego czy też specjalistycznego. Kogo to obchodzi? Co ciekawe glosowana sprawa opisywana jest na moim blogu od samego początku tj. pierwszej instancji. Alarmuję od lat, że jej wynik może zaskoczyć.


5. Czy autor wie o czym pisze?

Zupełnej kompromitacji autor dokonuje przywołując w pierwszym zdaniu umowę kredytu, nazywając ten stosunek prawny umową kredytową. O ile mnie pamięć nie myli nazwa taka stosowana była w przepisach z 1982 oraz ew. 1989 roku, natomiast wraz nowelizacją 1997 ustawodawca wprowadza nazwę "umowa kredytu". Wydaje się to szczegółem, jednak w systemie prawa słowa mają znaczenie i to kluczowe (np. potwierdzenie nieważności vs. unieważnienie) i autor tak poważnego opracowania jak glosa nie może popełniać tak rażących błędów. A jednak popełnił i jest ich w tekście znacznie więcej.


Następnie autor przedstawia stosunek prawny jako zobowiązanie do udostępnienia i wypłacenia środków pieniężnych. Co więcej myli on kwotę kredytu z "kwotą wykorzystanego kredytu". Jest to zupełne nieporozumienie, mylące umowę kredytu z umową pożyczki. Po co ustawodawca wprowadzałby umowę kredytu, skoro w systemie prawa jest tożsama umowa pożyczki? Tutaj zaznaczę, że wywody na temat "własności pieniądza" są tyci, tyci z okresu PRL, gdzie gospodarka operowała na wspólnym majątku państwa. Ale to już jest historią...


6. Obowiązki publiczne radcy prawnego

Prawnik - radca prawny i doktor nauk prawa zobowiązany jest dokonać rozwoju nauki prawa, a nie utrzymywać nas w oparach wizji PRL spłodzonych na polityczne zamówienie w erze E.Gierka, a wprowadzone w życie na kolejne polityczne zamówienie w ramach realizacji II etapu reformy gospodarczej. Prawnik stwarzający pozory osoby obytej w systemie prawa i znającej systemy prawa innych państw musi wiedzieć czym jest umowa kredytu. A jego obowiązkiem jako autora glosy jest szerzenie tej wiedzy. Niestety nic takiego się nie stało. Zamiast tego autor serwuje nam wywody rodem z PRL, gdzie prawnicy realizowali art.7 Konstytucji 1952. Ale to już jest historią...


7. Natura umowy kredytu

Autor realizując chęć możliwości "odfrankowienia" umów denominowanych forsuje wizję złotowości tej umowy. Podpiera tę błędną wizję szeregiem przywołanych opinii różnych autorów, nie zauważając jednak fundamentalnego błędu. Zupełnie mu nie przeszkadza, że wszyscy przywoływani autorzy ignorują fakt, że art.69 ustawy prawo bankowe wymaga podania kwoty i waluty kredytu i nie daje możliwości, aby kwotę i walutę wyznaczyć w sposób pośredni. System prawa zna metody na pośrednie podanie wymaganego elementu umowy - dzieje się tak np. w umowie sprzedaży. W umowie kredytu ustawodawca nie zastosował jednak tego elementu - nie był on potrzebny, co rozumie każdy kto wie czym jest umowa kredytu.


Autor nie podjął się nawet najmniejszej refleksji aby zbadać czym właście jest stosunek prawny, dzięki któremu od co najmniej 5 lat zarobkuje na niedoli polskich rodzin, uwikłanych w kryzys kredytowy będący bezpośrednią konsekwencją niedorozwoju nauki prawa w zakresie stosunków zobowiązaniowych. W glosie nie znajdziemy tego elementu, a szkoda, bo autor zobowiązany był do przedstawienia czytelnikom natury umowy kredytu w rachunku bankowym tzw. salda debetowego, czy też karty kredytowej, które to narzędzia każdy z nas doskonale zna.


Zamiast tego autor manipuluje słowem wprowadzając nie wiem czemu określenie "wypłaty", pomijając inne istotne wydarzenie w umowie kredytu tj. postawienie do dyspozycji. Generalnie pomija on zupełnie genezę zwrotu "oddać do dyspozycji". Albo nie ma wiedzy w tym zakresie, co dyskwalifikuje go jako specjalistę w zakresie umowy kredytu, albo jest manipulatorem, forsującym linę swojego kolegi z kartelu Forum Prawników Finansowych, myląc rolę glosy i publikacji w periodyku prawniczym z wypowiedziami i pismami Sądowymi pojawiającymi się na wokandzie w ramach reprezentacji interesów klienta. Postępując tak depcze rodzącą się świadomość w zakresie umowy kredytu, a czynić tak postępuje w sposób niegodny radcy prawnego.


Autor posługując się (bezpodstawnie) określeniem "wypłata" zupełnie zniekształca stosunek prawny umowy kredytu, przez do nie pomaga w dotarciu do prawdy. Ustawodawca użył określenia "wykorzystanie", które jest określeniem odmiennym. Zasadniczo w umowie kredytu nie dochodzi do "wypłat", które to działanie może być szczególną formą "wykorzystania". Umowa kredytu w większości wypadków realizuje zapłatę na rzecz osoby trzeciej. I ten fakt doktor nauk prawa zobowiązany jest zauważyć. Nie robi tego jednak, bo to nie pasuje to linii promowanej przez jego kolegę. Prowadzi to sytuacji absurdalnej, w której autor czyni analogami kolejne wydarzenia w umowie kredytu, ujmując to słowami: "Nie powinno być wątpliwości, że kwota kredytu wyrażona w walucie udostępnienia, wykorzystania, wypłaty i spłaty kredytu jest elementem koniecznym konsensu w umowie kredytowej". Jest to zdanie kompletnie błędne. W dziwny sposób autorowi pojawia się "wykorzystanie" obok nadużywanej "wypłaty", co pokazuje brak spójności jego myśli. Tutaj należy spytać jak w takim razie autor może glosować wyrok Sądu Najwyższego, skoro sam myli pojęcia.


Jest całkowitym błędem zrównywanie udostępnienia, wykorzystania i spłaty. Są to operacje pochodzące z innych zobowiązań, będących elementami umowy kredytu. Co więcej wydaje się błędnym także uznanie, że waluta tych operacji musi być identyczna. Gdyby tak było, nie moglibyśmy płacić naszymi kartami kredytowymi w innej walucie, cz też używać kart kredytowych denominowanych w walucie obcej. Uwaga ta konstytuuje kolejną poważną lukę w wiedzy autora, który nie tylko ignoruje umowę kredytu znajdującą się za debetem w rachunku, ale także tę na znajdującą się za karta kredytową. Są to bardzo poważne wady, dyskwalifikujące myśl autora na temat umowy kredytu.


8. Wzorzec umowy

Autor błędnie używa także określenia wzorzec umowny, przez co pokazuje swoją ignorancję w tym zakresie systemu prawa. Dla porządku zaznaczę, że od nowelizacji 2000 roku ustawodawca wprowadził pojęcie języka prawnego tj. wzorzec umowy, co powoduje, że wcześniejsze nazwy nie powinny być używane.


9. Czytamy wyroki TS UE

Niestety dyskwalifikujące jest także przywoływanie wyroków TS UE w polskiej wersji językowej. Autor zobowiązany był pouczyć czytelników na temat statystycznie nadmiernej ilości błędów w tłumaczeniach publikacji oraz obowiązku interpretatora do odczytania wyroków w co najmniej dodatkowym języku. Bez tego o stosowaniu prawa decyduje tłumacz. Dla wyroków, których językiem autentycznym jest język polski jest to podwójnie niebezpieczne - po raz pierwszy zniekształcenie występuje na styku tłumaczenie z j.polskiego na język którym posługuje się skład sędziowski. Po raz drugi z języka składu sędziowskiego na język polski. Autor glosy, jako osoba promując się na eksperta w przepisach europejskich dotyczących ochrony konsumenta winien był zwrócić na to uwagę. Nie zrobił tego jednak.


10. Odrobina optymizmu

Po tej niezbędnej serii krytyki, pozostaje mi odnieść się do elementów pozytywnych.


Niewątpliwe cieszy, że po 30 latach Sąd zauważył że świadczenie nie jest korelatem tylko analogiem zobowiązania. Jest to po prostu inna nazwa zobowiązania widzianego jako obowiązek dłużnika. Tak samo jak dług jest analogiem wierzytelności - tak samo świadczenie jest odpowiednikiem zobowiązania. Nie jest korelatem, jak przez dekady nauczali się studenci - tylko analogiem. Jest to podstawowa treść art.353 Kc, który mówi jasno, że zobowiązanie polega na tym, że wierzyciel może żądać od dłużnika świadczenia, a dłużnik powinien świadczenie spełnić.


Proście się tego ująć nie da.


Dlaczego więc przez tyle lat odrywano świadczenie od zobowiązania? W obszarze pieniądza działo się tak z powodu wielkiej energii jaką prawnicy położyli na omijanie prawa - tutaj zasady walutowości. Osoby znające temat pamiętają np. publicystykę G.Żmija, który był wykorzystywany jako promotor idei rozdziału świadczenia od zobowiązania. Przytoczę haniebny cytat z jego dorobku: "Czy pojęcie "wyrażanie /zobowiązania- r.s./" odnosi się wyłącznie do etapu ustalania wysokości (powstania, zaciągnięcia) zobowiązania, czy również do etapu wykonania zobowiązania (zapłaty)? Innymi słowy: czy zasada walutowości odnosi się tytko do waluty długu, czy także do waluty płatności?" W okolicach pisania tej opinii, autor także był młodym doktorem nauk prawa… 


Prawnik, który nie rozumie czym jest świadczenie, powinien mieć odebrane prawo wykonywania zawodu oraz tytuły naukowe. Mylenie tak podstawowych spraw mogło wystąpić tylko i wyłącznie w mrocznych latach 90. w których królowała falandyzacja prawa tj. jego dowolnie instrumentalna wykładnia. Zauważenie, że świadczenie jest analogiem zobowiązania jest miłym akcentem w glosie, nie jest jednak to osiągnięcie autora, który raczej wydaje się płynąć z nurtem, tylko Sądu.


Autor słusznie zauważył że nie ma podstaw prawnych, ani też nie było do tego aby dłużnik spłacał swój dług denominowany w walucie krajowej, walutą obcą. Jest to oczywiste, tak samo jak źródło długu w umowie kredytu, czego jednak autor już nie nie przybliżył. A szkoda, bo jasnym jest dla każdego cywilisty, że dług kredytobiorcy w umowie kredytu nie bierze się znikąd. Pozostaje tylko odpowiedzieć na pytanie czy źródłem jego jest akt "wykorzystania" czy też "płatności" dokonanej przez bank. I nad tym winien zastanowić się doktor nauk prawa. Gdy tego nie zrobi - narazi swoich klientów a także klientów jego czytelników na straty. Zaklinanie rzeczywistości da tutaj niewiele, o czym dowiedzieliśmy się przy okazji np. "opłat za korzystanie z kapitału". Sektor bankowy zatrudnia sumiennych prawników; Sędziwie także zrozumieli, że muszą wziąć sprawy w swoje ręce. W triadzie tej wygra ten kto ma mocniejsze słowo, a moc słowa pochodzi z autorytetu lub też ma źródło w prawdzie. Manipulacja zostanie prędzej czy później odrzucona. Fałszywy autorytet zostanie pokonany przez prawdę, ale manipulacja nie wygra, nieuchronnie przegrywając z fałszywym autorytetem.


Miło mi czytać słowa autora na temat waloryzacji. O tyle jest to miłe, że nikt inny niż właśnie ja odkryłem prawdę na temat tego narzędzia prawnego. Prawdę, która nikogo nie interesowała przez całe dekady, a sama waloryzacja była wykorzystywana po 1989 roku jako wehikuł do omijania zasady walutowości oraz zasady nominalizmu. Widać, że w głowach Sędziów SN nadal tkwi ten antycywilizacyjny dorobek W.Czachórskiego, który przez dekady sączył kłamstwo w zakresie waloryzacji umownej w głowy swoich studentów. Proceder ten przyniósł bardzo gorzkie żniwo, stając się fundamentem stojącym za kryzysem kredytowym.


11. Achtung! Glosa!

Przyjmowanie, że umowa denominowana jest umową kredytu złotowego jest niemądre. Cechą podstawową tego stosunku prawnego jest obniżone oprocentowanie. Przyjmując, że jest to umowa złotowa musimy dojść do wspominanego już wniosku, że brak jest kwoty kredytu (czyli górnego progu zadłużenia do którego może doprowadzić kredytobiorca), a także do wniosku, że bank złamał wyłączne prawo NBP do ustalania wartości pieniądza. Tego jednak już autor nie zauważył.


Omawiana glosa jest niebezpieczna.


Po pierwsze autor ukrywając swoje powiązanie z biznesem frankowym oraz pełnomocnikiem będącym stroną omawianego wyroku, okazuje się manipulatorem.


Po drugie tkwiąc w nie mającej podstaw prawnych wykładni umowy kredytu, autor nie pomaga kredytobiorcom, wspierając de facto stronę bankową, oddając jej pole do obrony swojego stanowiska przy pomocy wykładnie dewizowej. Wykładania ta ma mniej wad prawnych, niż karkołomna wykładnia złotowa i jeżeli wady te nie zostaną gruntownie opracowane to banki będą miały bardzo silne argumenty.


12. Zasada walutowości pieśnią PRL

Dla porządku przytoczę tutaj wyrok SN - III CZP 10/04, w którym akceptuje on łamanie zasady walutowości w celu ochrony interesów banku. Skoro zrobił to w 2004 roku, to zrobi to także w 2020 roku, o ile ktoś nie postawi temu tamy. Niestety autor glosy nie podołał temu zadaniu.


13. Disco polo - forever!

Konkludując należy uznać wywody autora glosy za prawniczą wersję disco polo. Niejeden dobrze się czuje wsłuchując się w jej rytm oraz poetycki przekaz, ma on jednak niewiele wspólnego z warsztatem prawniczym oraz logiką wynikającą z systemu prawa. Ot! Wpadające w ucho prawnicze disco polo. Disco polo - forever!


14. Bibliografia

https://law24.pl/wp-content/uploads/2020/08/Umowa-kredytu-denominowanego-do-waluty-obcej.pdf


0 komentarze:

Prześlij komentarz