Oddaję w Państwa ręce recenzję publikacji "Życie umowy konsumenckiej po uznaniu jej postanowienia za nieuczciwe na tle orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE", wydanej dzięki staraniom kancelarii prawniczej Romanowski i Wspólnicy. Jest to monografia będąca podsumowaniem konferencji naukowej "Skutki kontraktowe uznania postanowienia umowy za niedozwolone w relacjach między konsumentem a przedsiębiorcą w świetle europejskiego prawa konsumentów", która odbyła się 9 grudnia 2016 r. w murach Uniwersytetu Warszawskiego. 1800 słów.
Wydarzenie to, pomimo, że nosiło nazwę konferencji naukowej, nie było taką. Po pierwsze atmosfera wypowiedzi prelegentów jasno pozycjonowała środek ciężkości w obszarze kryzysu związanego z sektorem bankowym, pomijając kontekst innych sektorów gospodarki, lub też po prostu pozostając rozważaniami całkowicie neutralnymi. Uniwersytet nie zadbał także o właściwe przygotowanie merytoryczne ani prelegentów, ani też słuchaczy. Pierwsi wydawali się jakby nie mieli czasu na właściwe i pogłębione przygotowanie prelekcji, często prowadząc swe wypowiedzi w sposób chaotyczny, lub też zauważając że w temacie prelekcji jest błąd. Drudzy nie mieli możliwości właściwie przygotować się do owocnego uczestnictwa, ponieważ organizatorzy nie udostępnili materiałów przedkonferencyjnych, które przy tak złożonym temacie wydają się niezbędnym elementem konferencji naukowej.
Dodatkowo należy podkreślić, że prelegenci wydawali się wykonywać zlecenia organizatora, referując na z góry zaplanowane tematy. Nie potrafię powiedzieć, czy jest to normalne w przypadku konferencji naukowych. W trakcie konferencji prym wiódł, jej kierownik naukowy - prof. M.Romanowski, mając najlepiej przygotowaną prelekcję, która wydawała się być narracją wiodącą, do której pozostali prelegenci musieli się dopasować. Naukowy charakter tego wydarzenia, podważa także sygnowanie materiałów pokonferencyjnych przez kancelarię prawniczą, której wspólnikiem jest nikt inny niż właśnie prof. M.Romanowski, a nie Uniwersytet. Jest to sytuacja niezwykle dziwna, w której oficjalnie konferencję organizuje Katedra Prawa Cywilnego WPiA UW, jednak to prywatna kancelaria prawnicza, której wspólnik jest pracownikiem innej katedry WPiA, zajmuje się zarówno przygotowaniem strony merytorycznej jak i publikacją materiałów po konferencji. Czytając publikację należy zrozumieć ten kontekst organizacyjno/biznesowy, aby nie dać się zwieść osobom finansującym to wydarzenie.
Dodatkowo należy podkreślić, że prelegenci wydawali się wykonywać zlecenia organizatora, referując na z góry zaplanowane tematy. Nie potrafię powiedzieć, czy jest to normalne w przypadku konferencji naukowych. W trakcie konferencji prym wiódł, jej kierownik naukowy - prof. M.Romanowski, mając najlepiej przygotowaną prelekcję, która wydawała się być narracją wiodącą, do której pozostali prelegenci musieli się dopasować. Naukowy charakter tego wydarzenia, podważa także sygnowanie materiałów pokonferencyjnych przez kancelarię prawniczą, której wspólnikiem jest nikt inny niż właśnie prof. M.Romanowski, a nie Uniwersytet. Jest to sytuacja niezwykle dziwna, w której oficjalnie konferencję organizuje Katedra Prawa Cywilnego WPiA UW, jednak to prywatna kancelaria prawnicza, której wspólnik jest pracownikiem innej katedry WPiA, zajmuje się zarówno przygotowaniem strony merytorycznej jak i publikacją materiałów po konferencji. Czytając publikację należy zrozumieć ten kontekst organizacyjno/biznesowy, aby nie dać się zwieść osobom finansującym to wydarzenie.
Osoba prof. M.Romanowskiego jest o tyle symptomatyczna w otoczeniu konferencji naukowej na temat prawa ochrony konsumenta, że od dłuższego czasu jest on zaangażowany naukowo i medialnie w swoistej roli adwokata sektora bankowego, nie zajmując się wszak w swojej pracy naukowej ani prawem bankowym, ani też prawem ochrony konsumenta, będąc specjalistą od prawa spółek handlowych. Jego przedziwne artykuły, publikowane zarówno w prasie fachowej jak i codziennej, a także nieskrywane kontakty biznesowe z sektorem bankowym, umieszczają prof. M.Romanowskiego raczej w sferze sprawnego przedsiębiorcy niż naukowca dbającego o rozwój nauki prawa. Swoją nieskrywaną aktywność z zakresu public relations sektora bankowego, prof. M.Romanowski niestety wydaje się kontynuować w omawianej publikacji.
Dwa dni temu w moje ręce przekazano w jednej z warszawskich księgarni C.H.Beck, w zamian za ponad 140 zł, 300 stronicową monografię, opublikowaną w ramach serii Monografie Prawnicze, pod tytułem "Życie umowy konsumenckiej po uznaniu jej postanowienia za nieuczciwe na tle orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE", pod redakcją prof. M.Romanowskiego.
Prof. M.Romanowski, pomimo, że jest redaktorem tego wydawnictwa, zdominował je całkowicie jako autor. Na 281 stron treści, zapełnia on 197 stronic, czyli 70%, pozostawiając po ok. 20 stronic dla każdego z pozostałych autorów. Nie mogę tego nazwać zachowaniem przynależnym redaktorowi. Jest to raczej egzemplifikacja lidera, który nie mógł powstrzymać swojego ego przed zalaniem własnymi myślami całego obszaru wypowiedzi. Pomimo umieszczenia we wstępnie zapewnień, że książka jest zbiorem autonomicznych wypowiedzi autorów: prof. UG dr hab. Ewy Bagińskiej, dr hab. Iwony Karasek-Wojciechowicz, prof. USz dr hab. Zbigniewa Kuniewicza, prof. dr hab. Zbigniewa Ofiarskiego, oraz prof. dr hab. Jerzy Pisulińskiego, nie pozwolił on pozostawić czytelnika sam na sam z przemyśleniami i wnioskami autorów, za każdym razem domykając ich autonomiczną myśl, swoją rozdmuchaną interpretacją.
Ci z autorów, którzy wykazali się autonomią myśli, czyli prof. UG dr hab. Ewa Bagińska oraz prof. dr hab. Jerzy Pisuliński, zostali zdominowani przez własną interpretację stawianych tez przez prof. M.Romanowskiego, który bezpośrednio po ich wypowiedziach, umieścił teksty swojego autorstwa będące swoistym uzupełnieniem myśli jego znakomitych kolegów. Dodatkowo dając zaproszonym profesorom po 20 stron na wypowiedź, sam uzupełnił je swoją oceną tematu zajmującą stron 35. Nie mogę tego nazwać, w żadnej mierze, zachowaniem redaktora publikacji. Jest to raczej zachowanie osoby zamawiającej teksty, nie zadowolonej jednak z otrzymanych materiałów i czującej się w konieczności zapełnienie monografii koniecznymi interpretacjami, które to mieszczą się w z góry ustalonym kanonie; a bynajmniej nie jest to kanon ochrony konsumenta. Konsument w omawianej publikacji wydaje się być tłem, raptem przyczynkiem do problemu, nie podmiotem, lecz przedmiotem. Obrazuje to świadomość ochrony konsumenta przez przedstawicieli świata nauki. O złożoności sytuacji świadczy także wzmianka red. Romanowskiego we wstępie o tzw. internetowym hejcie, z którym spotkali się prelegenci po grudniowej konferencji. Pan Romanowski potraktował głos ulicy - głównie takich czy innych ofiar sektora bankowego, czyli tych których prawo ma chronić w świetle prawodawstwa wspólnotowego, jako hejterów atakujących bezmyślnie przedstawicieli uniwersytetów, czyniąc z ludzi którym należy się ochrona systemu prawnego, bezmyślną tłuszcz, z którą system prawny musi walczyć.
Ci z autorów, którzy wykazali się autonomią myśli, czyli prof. UG dr hab. Ewa Bagińska oraz prof. dr hab. Jerzy Pisuliński, zostali zdominowani przez własną interpretację stawianych tez przez prof. M.Romanowskiego, który bezpośrednio po ich wypowiedziach, umieścił teksty swojego autorstwa będące swoistym uzupełnieniem myśli jego znakomitych kolegów. Dodatkowo dając zaproszonym profesorom po 20 stron na wypowiedź, sam uzupełnił je swoją oceną tematu zajmującą stron 35. Nie mogę tego nazwać, w żadnej mierze, zachowaniem redaktora publikacji. Jest to raczej zachowanie osoby zamawiającej teksty, nie zadowolonej jednak z otrzymanych materiałów i czującej się w konieczności zapełnienie monografii koniecznymi interpretacjami, które to mieszczą się w z góry ustalonym kanonie; a bynajmniej nie jest to kanon ochrony konsumenta. Konsument w omawianej publikacji wydaje się być tłem, raptem przyczynkiem do problemu, nie podmiotem, lecz przedmiotem. Obrazuje to świadomość ochrony konsumenta przez przedstawicieli świata nauki. O złożoności sytuacji świadczy także wzmianka red. Romanowskiego we wstępie o tzw. internetowym hejcie, z którym spotkali się prelegenci po grudniowej konferencji. Pan Romanowski potraktował głos ulicy - głównie takich czy innych ofiar sektora bankowego, czyli tych których prawo ma chronić w świetle prawodawstwa wspólnotowego, jako hejterów atakujących bezmyślnie przedstawicieli uniwersytetów, czyniąc z ludzi którym należy się ochrona systemu prawnego, bezmyślną tłuszcz, z którą system prawny musi walczyć.
Należy zauważyć, że jakość wydawnictwa powinna zostać postawiona pod wątpliwość także z powodów edytorskich. Jednym z wymienionych autorów jest prof. UW dr hab. Maciej Kaliński, który jednak nie opublikował w nim żadnego tekstu, nie licząc współautorstwa w 6. stronicowym wstępie do publikacji. Wydaje się to być zbyt mało aby umieścić go na liście autorów. Dwoje innych autorów - dr hab. Karasek, dr hab. Kuniewicz - nie wystąpiło na konferencji, publikując jednak w tym wydawnictwie swoje teksty. Nie potrafię powiedzieć czy jest to właściwe zachowanie redaktora, który dopuścił do wypowiedzi dodatkowe osoby. Należy tutaj zaznaczyć, że dr hab. Karasek znana jest ze związków z sektorem bankowym (o czym po prostu pisze w swoim życiorysie), oraz kontrowersyjnych wypowiedzi w prasie codziennej na temat kryzysu kredytowego. Niestety należy powiedzieć, że zaproszenie dr hab. Karasek do współtworzenia publikacji, niewątpliwie zwiększyło ilość autorów naginających interpretację prawa w celu bezwzględnej ochrony sektora bankowego. Polecam uwadze jej autorską koncepcję pochodnego przepisu dyspozytywnego; są to iście cyrkowe akrobacje w celu utrzymania umów. Do tej pory stosowano instrumenty pochodne w finansach, co zresztą doprowadziło nas do miejsca absolutnego i wielowymiarowego kryzysu, teraz nauki prawa zaczynają stosować to samo. Quo vadis doctrina? Dosyć niesmacznym jest odnalezienie w spisie literatury publikacji prasowej (24 prawdy...) sygnowanej przez dział prasowy Związku Banków Polskich. Należy to także zaliczyć do niezręczności redakcyjnych, które w tym wydawnictwie nie powinny mieć miejsca.
To co mnie uderzyło chyba jednak najbardziej, to fakt, że prof. M.Romanowski, będąc redaktorem wydawnictwa, nie zadbał o niezwykle ważny elementy warsztatu wykładni prawa, a mam wrażenie, że był to jego redaktorski obowiązek.
Publikacja traktując o prawie wspólnotowym, w wszystkich właściwie miejscach posługiwała się polskim tłumaczeniem dyrektywy 93/13/Ewg, a sam redaktor wręcz uwypuklał polskie sformułowania, niestety ignorując błąd tłumaczenia oraz prawdziwe znaczenie przepisu, którego należy doszukać się w brzmieniu języków oficjalnych, tak aby mieć pewność że dokonana wykładnia jest jednolita w krajach wspólnoty. Należy zauważyć, że dyrektywa była tłumaczona przed przystąpieniem Polski do Unii, w czasie gdy nie było jeszcze sprawnych procedur obsługi tłumaczeń. Interpretator prawa wspólnotowego musi być tego świadom. Jak przecież sam podkreślał prof.Romanowski podczas konferencji, spójna wykładnia prawa to warunek konieczny do istnienia jednolitego rynku w granicach Unii. Jakże inaczej stosować prawo ochrony konsumenta, które jest odczytane inaczej w Polsce, a inaczej w Niemczech? Niestety należy zauważyć, że jest to błąd dyskwalifikujący wykładnię prawa wspólnotowego. Redaktor monografii, jako niewątpliwy erudyta, musi o tym wiedzieć. Nie potrafię powiedzieć dlaczego pominął ten ważny element warsztatu, pomimo, że podczas konferencji był to problem poruszony przez autora niniejszej recenzji, a także przez przedstawiciela Prokuratorii Generalnej, który potwierdził podobny przypadek z ustawą VAT, z powodu którego Polska jest pozywana przez jednego z międzynarodowych przedsiębiorców. Dla porządku zaznaczę, że polskie tłumaczenie nie oddaje ducha dyrektywy poprzez błędne tłumaczenie angielskiego "contract concluded" lub niemieckiego "abgeschlossenen Verträgen", a także niemieckiego "Verträgen" jako "umowa zawierana", pomimo że oznacza to "umowę zawartą" lub po prostu "umowę". Wszak umowa zawierana, nie jest jeszcze umową, będąc właśnie zawieranym, ale jeszcze nie zawartym aktem, raptem wzorem umowy, formularzem, świstkiem papieru, który bez bycia podpisanym przez strony nie tworzy stosunku obligacyjnego. Jest to zmiana wielka, ogromna i kluczowa. Zmiana, która nie tylko nie może zostać zignorowana przez interpretatora prawa, ale wręcz powinna być zgłoszona, przez tak szacowną personę jaką jest niewątpliwie prof. M.Romanowski, do odpowiednich służb legislacyjnych w celu natychmiastowej korekty.
Jak zauważyła prof. E.Bagińska w swoim artykule na temat Odpowiedzialności Skarbu Państwa, jest to jeden z warunków mogących doprowadzić do procesów przeciwko Państwu Polskiemu z powodu błędnego stosowania prawa wspólnotowego. Drugim błędem warsztatowym jest powoływanie się na opiniami Rzecznika Generalnego, które nie mogą być traktowane jako źródło wykładni prawa wspólnotowego. Rzecznik Generalny pełni tylko i wyłącznie rolę przygotowawczą dla Trybunału Sprawiedliwości, jego oceny o ile nie są zaakceptowane przez Trybunał, są jego prywatnymi opiniami. Niestety prof. M.Romanowski nie zadbał o ten niuans nie tylko jako redaktor - także jako autor, budował rozbudowane argumentacje oparte na słowach Rzecznika. Jest to niewątpliwie manipulacja warsztatowa, przed którą niestety czytelnik nie będzie mógł się za bardzo obronić, ponieważ słowo pisane przez autorytet, wywiera bardzo silny wpływ na nawet świadomego potencjalnej manipulacji czytelnika. Tutaj ostrożny czytelnik musi pamiętać o byciu bezwględnie krytycznym względem jakichkolwiek myśli autorytetu, ponieważ łatwo jest popaść w problem "muchy Arystotelesa", co przez 1600 lat miała cztery kończyny.
Publikacja traktując o prawie wspólnotowym, w wszystkich właściwie miejscach posługiwała się polskim tłumaczeniem dyrektywy 93/13/Ewg, a sam redaktor wręcz uwypuklał polskie sformułowania, niestety ignorując błąd tłumaczenia oraz prawdziwe znaczenie przepisu, którego należy doszukać się w brzmieniu języków oficjalnych, tak aby mieć pewność że dokonana wykładnia jest jednolita w krajach wspólnoty. Należy zauważyć, że dyrektywa była tłumaczona przed przystąpieniem Polski do Unii, w czasie gdy nie było jeszcze sprawnych procedur obsługi tłumaczeń. Interpretator prawa wspólnotowego musi być tego świadom. Jak przecież sam podkreślał prof.Romanowski podczas konferencji, spójna wykładnia prawa to warunek konieczny do istnienia jednolitego rynku w granicach Unii. Jakże inaczej stosować prawo ochrony konsumenta, które jest odczytane inaczej w Polsce, a inaczej w Niemczech? Niestety należy zauważyć, że jest to błąd dyskwalifikujący wykładnię prawa wspólnotowego. Redaktor monografii, jako niewątpliwy erudyta, musi o tym wiedzieć. Nie potrafię powiedzieć dlaczego pominął ten ważny element warsztatu, pomimo, że podczas konferencji był to problem poruszony przez autora niniejszej recenzji, a także przez przedstawiciela Prokuratorii Generalnej, który potwierdził podobny przypadek z ustawą VAT, z powodu którego Polska jest pozywana przez jednego z międzynarodowych przedsiębiorców. Dla porządku zaznaczę, że polskie tłumaczenie nie oddaje ducha dyrektywy poprzez błędne tłumaczenie angielskiego "contract concluded" lub niemieckiego "abgeschlossenen Verträgen", a także niemieckiego "Verträgen" jako "umowa zawierana", pomimo że oznacza to "umowę zawartą" lub po prostu "umowę". Wszak umowa zawierana, nie jest jeszcze umową, będąc właśnie zawieranym, ale jeszcze nie zawartym aktem, raptem wzorem umowy, formularzem, świstkiem papieru, który bez bycia podpisanym przez strony nie tworzy stosunku obligacyjnego. Jest to zmiana wielka, ogromna i kluczowa. Zmiana, która nie tylko nie może zostać zignorowana przez interpretatora prawa, ale wręcz powinna być zgłoszona, przez tak szacowną personę jaką jest niewątpliwie prof. M.Romanowski, do odpowiednich służb legislacyjnych w celu natychmiastowej korekty.
Jak zauważyła prof. E.Bagińska w swoim artykule na temat Odpowiedzialności Skarbu Państwa, jest to jeden z warunków mogących doprowadzić do procesów przeciwko Państwu Polskiemu z powodu błędnego stosowania prawa wspólnotowego. Drugim błędem warsztatowym jest powoływanie się na opiniami Rzecznika Generalnego, które nie mogą być traktowane jako źródło wykładni prawa wspólnotowego. Rzecznik Generalny pełni tylko i wyłącznie rolę przygotowawczą dla Trybunału Sprawiedliwości, jego oceny o ile nie są zaakceptowane przez Trybunał, są jego prywatnymi opiniami. Niestety prof. M.Romanowski nie zadbał o ten niuans nie tylko jako redaktor - także jako autor, budował rozbudowane argumentacje oparte na słowach Rzecznika. Jest to niewątpliwie manipulacja warsztatowa, przed którą niestety czytelnik nie będzie mógł się za bardzo obronić, ponieważ słowo pisane przez autorytet, wywiera bardzo silny wpływ na nawet świadomego potencjalnej manipulacji czytelnika. Tutaj ostrożny czytelnik musi pamiętać o byciu bezwględnie krytycznym względem jakichkolwiek myśli autorytetu, ponieważ łatwo jest popaść w problem "muchy Arystotelesa", co przez 1600 lat miała cztery kończyny.
Niniejsza recenzja nie może zagłębić się w argumenty poszczególnych autorów, z uwagi na ich złożoność, ale i wagę. Warto jednak zauważyć, że część z artykułów jest całkowicie nowym materiałem. W niezwykle wysoce moralny i profesjonalny sposób zachowała się prof. dr hab. E.Bagińska, która pod wpływem zaskakująco innego od opinii Rzecznika Generalnego wyroku TS UE w sprawie C-119/15, zmieniła swoją narrację w stosunku do tej prezentowanej na konferencji, a opartej na opiniach Rzecznika Generalnego. Jest to zachowanie godne naukowca, za co niniejszym przekazuję Pani Profesor wyrazy szacunku. Artykuł prof. dr hab. J.Pisulińskiego pozostał w swoim profesjonalnym i naukowo uczciwym tonie. Także przekazuję ukłony. Rozdział napisany przez prof. dr hab. Z.Ofiarskiego w swych głównych ocenach został utrzymany z treściami prezentowanym na konferencji, będąc rozbudowanym przez prof. USz dr hab. Zbigniewa Kuniewicza. Jest to jednak niestety tekst stronniczy i pełen zaskakujących błędów i przemilczeń, na które musi uważać uważny i świadomy czytelnik. Jest to o tyle zaskakujące, że autor jest specjalistą zajmującym się prawem bankowym, specjalistą który jednak ma problemy ze zdefiniowanem czym jest kredyt bankowy.
Zupełnie nowy materiał przedstawia prof. dr hab. M.Romanowski, który swój oryginalny 80. stronicowy wykład, uzupełnił trzema zupełnie nowymi 30. stronicowymi tekstami. Należy tutaj zauważyć, że dwa z nich stanowią przeciwwagę do stonowanych i rozważnych tekstów prof. dr hab. E.Bagińskiej, oraz prof. hr hab. J.Pisulińskiego, co jak zaznaczyłem wcześniej nie wydaje się należeć do dobrego tonu.
Zbliżając się do podsumowania, należy zauważyć, że publikacja jest niewątpliwie ciekawa, będąc nie tylko monografią, ale także swoistym pomnikiem, upamiętniającym skutki działalności przedstawicieli sektora bankowego w latach 2005-2008, oraz przedstawicieli świata nauki, starających się pomóc w opanowaniu tego kryzysu.
Czerpmy z tej publikacji wiedzę, pamiętając jednak o konieczności odczytania spisanych w niej treści, poprzez pryzmat dokonań naukowych, moralnych oraz ew. związków autorów z sektorem bankowym. Aby być gotowym do odczytania tych tekstów należy sprawdzić dorobek naukowy autorów, a także ich biografie w celu weryfikacji czy mamy do czynienia z przedstawicielem świata nauki, czy raczej sprytnym przedsiębiorcą lub też naukowcem, posługującym się lekką lub bardziej wyrafinowaną manipulacją. Będąc tak przygotowanym, czytelnik powinien móc właściwie odczytać zamieszczone w monografii teksty. Oczywiście w celu prześledzenia myśli autorów należy pracować z tekstami przywoływanych wyroków w wersji oryginalnej oraz polskiej, tak aby wykryć ew. problemy językowe a także zrozumieć kontekst. Niestety w kilku miejscach natknąłem się na wyrwane z większej treści zdania, których prawdziwa treść może być zrekonstruowane tylko sięgając do cytowanych wyroków TS UE. Na szczęście jest to do dobie Internetu niezwykle proste.
Publikacja jest także pomnikiem z którego będą czytać następne pokolenia, niewątpliwie zainteresowane burzliwym okresem przemian gospodarczych. Niewątpliwie nasze dzieci zdziwią się widząc wśród autorów dr hab. M.Kalińskiego, który żadnego tekstu w monografii jednak nie napisał, a także zadziwiającą przewagę tekstów pisanych przez redaktora (70%) w stosunku do pięciu pozostałych autorów (30%). Ufam, że będzie to przyczynkiem do krytycznego zagłębienie się w niesione przez monografię treści, która pozwoli zbudować szerszy kontekst kryzysu kredytowego pokazujący obraz społeczeństwa polskiego, oraz roli jaką pełniły w nim w czasie transformacji elity intelektualne.
Czy warto tę publikację przeczytać? Bezwzględnie tak. Jest to konieczne, ponieważ zarówno w sferze publicznej jak i procesowej znajdą się argumenty w niej umieszczone. Czy warto tę publikację kupić? Zdecydowanie nie. Proszę jej nie kupować. Pieniądze z zakupu trafią na konta bankowe Kancelarii Romanowski i Wspólnicy. Nie widzę powodu, aby za dorobek publicznych ośrodków naukowych umieszczony na 300 stronach A5, płacić 150 zł. Należy się zwrócić do Katedry Prawa Cywilnego WPiA Uniwersytetu Warszawskiego o materiały z konferencji - jestem pewien, że zgodnie z najwyższymi standardami, które niewątpliwie spełnia ta 200 letnia warszawska uczelnia, dysponuje ona materiałem wytworzonym na potrzeby konferencji. Pozostają oczywiście także biblioteki, w których niewątpliwie ta publikacja się znajduje.
-Ryszard Styczyński
PS. Poniżej znajdują się transkrypcje z prelekcji 9.XII.2016 r. Warto ten materiał poznać. Transkrypcje zawierają połączenie z materiałem wizyjnym zarejestrowanym podczas konferencji.
0 komentarze:
Prześlij komentarz