środa, 15 marca 2017

Szufladowa polemika z C.Stypułkowskim (kwiecień 2015)

Wpadła mi w oko szufladowa polemika z C.Stypułkowskim napisana blisko dwa lata temu. Do tej pory tekst był zamieszczony na moim profilu google+ będąc datowanym 28 kwietnia 2015. W ramach odświerzenia przeklejam go na blog, gdzie uzupełni teksty poświęcone beniaminkowi polskiej bankowości. 5000 słów.


Drodzy Państwo,

żyjemy w kraju w którym przywykliśmy do permanentnego stanu braku zaufania społecznego. Nieufność dotyka praktycznie każdej sfery życia. Każdy na każdym kroku stara się wykiwać siebie na wzajem - taka narodowa cecha. Kupno samochodu używanego jest niemożliwe, kupno chleba ryzykowne, kupując kurczaka, nabywamy brojlera, wizyta u lekarza jest aktem rozpaczy, naprawa auta wiąże się z utratą części, ostatnio majster ukradł mi przewód ciśnieniowy z żelazka, etc, etc. W ostatnich latach do tej domeny hochsztaplerstwa dołączyły banki, które jeszcze 10 lat temu były "instytucjami zaufania społecznego". Były, ale teraz stały się instytucjami operującymi na granicy prawa w celu wyssania jak największej ilości pieniędzy z rynku. Fajna transformacja. Jak z Cartoon Networks. Prezes mBank w wywiadzie z 2013 określił to następująco:


"Gdy wchodziłem do bankowego biznesu dokonywało się właśnie wielkie przejście od relationship banking do product driven banking. Teraz mamy powrót do tego, co wówczas zanikało, czyli na pierwszy plan znowu stawiany jest klient i jego indywidualne potrzeby, a mniej produkt finansowy, który należało mu sprzedać, a często wręcz „wcisnąć”." 

(Źródło: http://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/bankowosc/bank-odpowiedzialny-jest-za-depozyty-a-nie-za-kredyty)



W wyniku ostatniego zamieszania związanego z kredytami hipotecznymi, zostałem domorosłym koneserem nowoczesnych finansów w wydaniu polskim. Starając się zrozumieć co się stało, przestudiowałem znaczą ilość materiałów, mozolnie odkrywając prawdę. Stało się niedobrze, że zużyłem na te dociekania setki godzin, bo zawodowo zajmuję się zupełnie czymś innym. Ostatnio wróciłem do styczniowego wywiadu z prezesem mBank - Panem Cezarym Stypułkowskim. Muszę powiedzieć, że czytając ten wywiad jakiś czas temu odnosiłem wrażenie, że Pan Stypułkowski wypowiadał się w nim rzeczowo. Zastanowiło mnie tylko jedno: dlaczego Prezes banku do rozmowy na raczej bulwarowym poziomie potrzebuje wsparcia dr Ernest Pytlarczyka - głównego ekonomisty mBanku? 

Czytając wywiad ponownie, ze znacznie wyższym poziomem wiedzy, stwierdzam że Pan Stypułkowski mnie rozczarowuje. Spodziewałbym się większej powściągliwości w wypowiedziach Prezesa giełdowej spółki. Poniżej przedstawiam włączenie się do polemiki pomiędzy Prof. Modzelweskim, a Prezesem Stypyłkowskim. Nie za bardzo wypada mi, amatorowi, włączać się do rozmowy obu Panów, ale jednak to zrobię. Zapraszam do prześledzenia moich uwag. Oryginalny tekst, pochodzący z Rzeczypospolitej, 30-01-2015 (http://www.ekonomia.rp.pl/artykul/1175575.html), zaznaczony jest przy pomocy kreskowanej linii "-------------".


------------- W dyskusji o być może przejściowym osłabieniu złotego do franka nie można abstrahować od korzyści odniesionych przez ostatnie lata - pisze prezes mBanku w polemice z Witoldem Modzelewskim.-------------

Pozwolę sobie zauważyć, że Pan Prezes powinien rozumieć co się wydarzyło w latach 2005-2008. Kontekst ekonomii światowej, napływ funduszy europejskich, napływ kapitałów spekulacyjnych do Polski. Te dwa elementy spowodowały sztuczny wzrost wartości polskiej waluty. Nikt inny jak finansista powinien te sprawy w elegancki sposób wyłożyć zamiast używać gdybania w stylu "o być może przejściowym osłabieniu złotego". 

Proszę mi powiedzieć, jaki to stosunek ekonomiczny, Panie Prezesie, ma ekonomia polska do ekonomii szwajcarskiej. Czym oba kraje handlują na masową skalę, aby kurs naszych walut odnosił się do się do siebie nawzajem. Odpowiedź jest jedna: niczym. Używanie waluty szwajcarskiej przez polskie banki było aktem czysto spekulacyjnym, żerującym na niskich stopach procentowych SNB. Dodatkowo , Panie Prezesie w latach 2006-2010 pracował Pan jako dyrektor zarządzający na Europę Centralną i Wschodnią banku inwestycyjnego JPMorgan, który to był uwikłany nie tylko w manipulację LIBOR CHF, ale także spekulacje polską giełdą papierów wartościowych.


-------------Wokół hipotecznych kredytów walutowych narosło wiele mitów. Część z nich utrwaliła się już w debacie publicznej, przez co rzeczowa dyskusja na temat frankowiczów staje się prawie niemożliwa. Przykładem jest tekst mojego uniwersyteckiego kolegi z roku i z sąsiedniej uniwersyteckiej katedry prof. Witolda Modzelewskiego, który zadał „pięć pytań do banków". Polemizując z jego opinią, spróbuję choć częściowo i tylko w odniesieniu do zarzutu „mistyfikacji" i oferowania „zakładu buchmacherskiego", a nie kredytu, odczarować ten temat.-------------

Pozwoli Pan, Panie Prezesie że przywołam pierwsze z pięciu pytań zadanych przez prof.Modzelewskiego: 


"Czy udzielanym przez banki w Polsce „kredytom frankowym” odpowiadały zaciągnięte przez te banki kredyty w tej walucie, czy też nie było tu jakichkolwiek franków, albo były to kwoty o niewspółmiernie niskim poziomie?" 

Jest to sprawa kluczowa wykazująca uczciwość Pańskiej wypowiedzi. Jako reprezentant giełdowej spółki jest Pan zobowiązany do podawania prawdziwych informacji, działanie przeciwne może być odebrane przez posiadaczy akcji reprezentowanego przez Pana przedsiębiorstwa, jako wprowadzania w błąd. 

O ile można opowiadać przeróżne rzeczy gawiedzi, o tyle wątpię aby możliwość taka zachodziła w stosunku do udziałowców żywo zainteresowanych czy BRE Bank postępował uczciwie i czy w przeciwnym wypadku narażony jest na straty.


-------------Muszę jednocześnie wyraźnie zaznaczyć, że osobiście jestem przeciwnikiem udzielania kredytów walutowych osobom fizycznym, które nie mają dochodów w walucie kredytu. Instytucje, którymi kierowałem w minionych latach, za mojej tam bytności albo nie oferowały takiego produktu, albo wycofały go z oferty po moim przyjściu.-------------

Jest to niezwykle rozsądne podejście, ale oczywiście zdaje Pan sobie sprawę, że Pańskie przedsiębiorstwo udostępniało kredyty hipoteczne złotowe, waloryzowane kursem waluty obcej. W sensie prawnym bank nie udzielał kredytów dewizowych. 

Pierwsza Czerwona Kartka dla Pana, Panie Prezesie. W Pańskim bio czytam że od 1 października 2010 jest Pan prezesem BRE Bank. Jeden z ostatnich regulaminów banku informuje że "do dnia 31 lipca 2014r. Bank udzielał Kredytów waloryzowanych kursem następujących walut: USD/EUR/CHF/GBP." Oznacza to że zajęło to Panu ponad trzy lata, aby wycofać toksyczne produkty z oferty banku. Obawiam się że muszę Panu wręczyć koleją Czerwoną Kartkę.


-------------Na czym zarabia bank
Na początek powiedzmy, skąd pochodzą zyski banków w procesie kreacji kredytu i jak jest on finansowany. Co do zasady bank zarabia na różnicy pomiędzy marżą, którą płaci za pozyskanie finansowania na rynku (marża 1), a tą, którą uzyskuje od swoich klientów (marża 2). W odniesieniu do polskich instytucji mechanizm ten jest najprostszy w przypadku, gdy kredyty udzielane przez bank są w złotych.-------------

Jest to prawdą, bardzo podstawową prawdą o bankowości. Jeden z najprostszych sposobów pozyskania funduszy to przyjmowanie depozytów od ludności. Z założenia w polskim obszarze ekonomicznym, ludność wpłaca depozyty w pieniądzu polskim. Udzielanie kredytów w pieniądzu polskim jest także operacją naturalną. Dodatkowo tego typu operacje podlegają zasadą określonym przez NBP i Radę Polityki Pieniężnej (RPP), których decyzje wpływają na podaż pieniądza. Jednym z podstawowych narzędzi jest wskaźnik WIBOR określający koszt pozyskania pieniądza na rynku międzybankowym, który de-facto jest stawką bazową dla kredytów złotowych. Do wartość WIBOR bank dodaje marżę aby wyliczyć finalne oprocentowanie kredytu. Wskaźnik WIBOR jest z założenia zmienny, będąc pochodną stóp referencyjnych określonych przez NBP/RPP. 

Dla porządku dodam że NBP jako ciało konstytucyjne działające na podstawie art.227 Konstytucji RP, jest odpowiedzialne za politykę pieniężną Państwa Polskiego. Podstawowym celem polityki pieniężnej jest "utrzymanie stabilnego poziomu cen. Stabilność cen jest niezbędna do zbudowania trwałych fundamentów długofalowego wzrostu gospodarczego." Czyli udzielanie kredytów zgodnie z polityką NBP jest działaniem bezsprzecznie prawym.


-------------W takim przypadku koszt pozyskania finansowania na rynku jest uzależniony od tych samych parametrów finansowych, od których uzależniony jest koszt obsługi kredytu przez kredytobiorcę. Co więcej, po stronie zobowiązań banku związanych z finansowaniem na rynku istnieją zobowiązania w tej samej walucie, w której wyrażona jest należność banku z tytułu udzielonego kredytu. W rezultacie bank nie jest narażony na ryzyko walutowe. Zarabia tylko na różnicach marż (patrz diagram poniżej, strzałki pokazują kierunek przepływu środków). -------------

Bank jest natomiast narażony na szereg innych ryzyk i jako instytucja operująca w tej materii jest ekspertem w zakresie radzenia sobie z naturą rynku. Bez tej wiedzy eksperckiej nie miałby racji bytu skomplikowany twór administracyjny. Wystarczyłyby proste automaty stojące na ulicach udzielające kredytów z odpowiednią marżą. 


-------------Sytuacja wygląda nieco inaczej, gdy bank udziela kredytu walutowego (na przykład we franku szwajcarskim). Pomimo że jest on fizycznie wypłacany kredytobiorcy w złotych, to jego wartość wyrażana jest we frankach. W rezultacie w zależności od bieżącego kursu walutowego CHF/PLN jego wartość w złotych może być wyższa lub niższa niż wartość kredytu pierwotnie wypłaconego w złotych.-------------

Szanowny Prezesie. Nie rozumiem dlaczego używa Pan sformułowania "kredyt walutowy". Nigdzie w regulaminach banku takiego stwierdzenie nie znalazłem. Ani w regulaminach historycznych, ani aktualnych. Pan jako osoba wykształcona, zajmująca się całe życie finansami powinien używać języka precyzyjnego. Co więcej polskie prawo także nie używa takiej nazwy. Używa natomiast nazw: denominowany, indeksowany, czy dewizowy. Ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych używa natomiast określenia "kredyt waloryzowany", które to określenie ufam, że jest Panu bliskie.

Jeszcze inaczej sytuacja wygląda w przypadku umowy o kredyt hipoteczny waloryzowany kursem waluty obcej. Z Pańskiej wypowiedzi wynika że kredyt wypłacony i spłacany w złotych (początkowo, przed 2009) jest kredytem w walucie szwajcarskiej. Na razie kartka żółta za twierdzenie że białe jest czarne. 


-------------Gdyby bank finansował kredyty ze złotych zdeponowanych w jego skarbcach, narażony byłby na ryzyko walutowe. Wartość jego należności w stosunku do kredytobiorcy mogłaby być bowiem wyższa lub niższa od wartości jego zobowiązań zaciągniętych w złotych na rynku finansowym w zależności od bieżącego kursu CHF/PLN. Wówczas realizowany byłby dodatkowy zysk na kredycie lub też strata. -------------

Wzruszył mnie Pan użyciem słowa "skarbiec". Zakręciła mi się łezka w oku. Przypomniały mi się drzwi domu rodzinnego i klasyczne filmy o dzikim zachodzie. W epoce pieniądza bezgotówkowego, nie trzyma Pan raczej depozytów klientów w skarbcu tylko w zapisach księgowych. W skarbcu bank trzyma pieniądze "kasowe", a tych zapewne nie używa się do akcji kredytowej. Ale to była tylko dygresja. 

Cóż z tego że bank narażony byłby na ryzyko kursowe? Posiadając aparat finansowy, know-how oraz zasoby intelektualne które niewątpliwie drzemią wśród Pańskich pracowników, ryzyko jest dla Państwa tym czym jest woda dla ryb, powietrze dla ssaków i owies dla barana. To jest Państwa naturalne środowisko pracy. Ufam, że Pańscy pracownicy nie unikają wyzwań rynkowych, bo takie postępowanie mogłoby narazić przedsiębiorstwo na straty poprzez zaniechanie. Bank, który nie potrafi sobie radzić z ryzykiem. A to ciekawe! Ponownie bardzo niedobra informacja dla inwestorów. 


-------------Przedstawiona sytuacja, a więc otwarcie się banku na ryzyko walutowe, jest ograniczona prawnie, gdyż podstawową odpowiedzialnością banku jest bezpieczeństwo powierzonych mu środków pieniężnych. Regulator w związku z tym wprowadza ograniczenia dla otwartej pozycji walutowej wobec banków.-------------

Wgląd w bilanse roczne pokazuje że bank finansował akcję kredytową o kryptonimie "ser" z depozytów klientów. Całość zobowiązań kredytowych jest zawsze poniżej wartości depozytów. Jest to niezwykła informacja. Pojawia się pytanie dlaczego bank decydował się na niebezpieczną i ryzykowną operację w użyciem walut obcych, skoro dysponował wciąż niezagospodarowanymi zasobami klientów? Dlaczego bank pożycza pieniądze na jakieś tam 2-3% skoro może pożyczyć PLN na 7%? 


-------------Podstawowym sposobem pozwalającym na wyeliminowanie ryzyka walutowego jest zapewnienie przez bank finansowania na rynku we frankach (tak zwany hedging naturalny). Źródłem może być choćby emisja obligacji denominowanych we frankach, emisja obligacji w złotych oraz konwersja tak uzyskanej kwoty na franka w operacjach FX swap czy też krótkie (czytaj o terminie spłaty znacznie krótszym niż czas trwania udzielanego kredytu hipotecznego) kredyty uzyskiwane przez bank we frankach.-------------

Przedstawił Pan bardzo ciekawą listę finansowań, pomijając depozyty klientów. Reprezentuje Pan bank, proszę więc nie zapominać o depozytach. Ufam, że na rachunkach CHF bank posiada znaczne kwoty, wykorzystane w akcji kredytowej. Nie rozumiem dlaczego wymienia Pan jako źródło finansowania dewizowej akcji kredytowej "emisję obligacje w złotych". Równie dobrze może Pan więc bilansować kredyty depozytami klientów. Ciekawe że w narzędziach pozyskania kapitału wymienia Pan hedging oraz swap, będące instrumentami pochodnymi - narzędziami minimalizacji ryzyka a nie źródłem kapitału. Za tą pomyłkę dostaje Pan Podwójną Czerwoną Kartkę. 

Nie może Pan robić tak podstawowych błędów. Pomimo pomyłki, zapewne spowodowanej słuchaniem współpracownika, znanego z karkołomnych i nieprofesjonalnych wypowiedzi, Pańskie słowa potwierdzają stwierdzenie umieszczone w raporcie rocznym z 2008 roku: "Zobowiązania wobec klientów, stanowiące dominujące źródło finansowania działalności Grupy". Jest mi niezmiernie przyjemnie, że w świecie pełnym kłamstw, potrafi Pan wznieść się na wyżyny prawdy. Zielona Kartka. Użycie hedgingu naturalnego, czyli np. pożyczki zabezpieczającej nie służy finansowaniu akcji kredytowej, tylko jej zbilansowaniu. Podobnie działa operacja swap, księgowo zamieniając walutę. Obie operacje, za pewny koszt, minimalizują ryzyko, nie transferując jednak kapitału.

Opracowanie KNF z 2009 roku zgrabnie to tłumaczy: 


"Instrumenty pochodne stanowią odrębną grupę instrumentów finansowych. Od instrumentów udziałowych (w tym akcji) i instrumentów dłużnych różnią się przede wszystkim tym, iż podstawowym celem ich stosowania nie jest transfer kapitału, lecz transfer ryzyka."

Dla równoważnia muszę Panu podziękować i przydzielić Zieloną Kartkę za informację o "krótkich kredytach, o terminie spłaty znacznie krótszym niż czas trwania udzielanego kredytu hipotecznego". Jest to bardzo ważne narzędzie umożliwiające wydobycie się z tarapatów poprzez przewalutowanie po kursie historycznym. Opis operacji znajdzie Pan tutaj: https://plus.google.com/105936815683508754590/posts/JR39XixkH8x

Pozostaje mi jeszcze spytać jakiż to wielki biznes zagraniczny jest robiony z firmami polskimi, że bank znalazł chętnych na wielomiliardowe swapy CHF-PLN? Swap w swojej naturze wymaga aby po obu stronach byli przedsiębiorcy operujący daną walutą. BRE Bank potrzebował CHF, a z drugiej strony był .... potrzebujący PLN aby ..... 


-------------Uzyskane we frankach środki są przed wypłatą kredytu na rzecz klienta przewalutowywane na złotego po danym kursie CHF/PLN. W bilansie banku należność ta ujmowana jest jako indeksowana do waluty CHF, skutkiem czego jej wartość księgowa w PLN zmienia się zgodnie ze zmianami kursu CHF/PLN, jej wartość zaś w CHF pozostaje stała i niezmienna.-------------

Ponownie zielona kartka. Tym razem za pobudzenie intelektu czytelnika. Wartość księgowa! To wszystko sprowadza się do indeksowania i zbilansowania wartości księgowej. Wyśmienicie to widać w raporcie rocznym 2008 roku, gdy bilans banku podskoczył z 50mld to 70 mld złotych. Oczywiście dzięki deprecjacji złotego i wzroście wartości księgowej zobowiązań klientów.  Brawo! Widzę że Polski System Bankowy uczy się od najlepszych jak generować bańki ekonomiczne. Zielona kartka za bycie pilnym uczniem. Czarwona za papugowanie błędów starszych kolegów. 


-------------Zakładając dla uproszczenia, że bank spłaca swoje zobowiązania zaciągnięte na rynku finansowym w takim samym rytmie jak klient spłaca kredyt (tzn. czas wpłat klienta pokrywa się z czasem spłaty zobowiązań zaciągniętych przez bank na rynku finansowym), niezależnie od zmiany kursu walutowego, sumy wpłat klienta po przewalutowaniu ze złotego na franka dokładnie wystarczają na pokrycie kosztów finansowania. Cały czas kwoty wyrażone w walucie obcej są sobie równe. Tym samym bank może, tak jak to ma miejsce w podstawowym modelu zaprezentowanym powyżej, zarabiać na różnicy pomiędzy marżą 2 i marżą 1. Ilustruje to schemat 3.-------------

Absolutna prawda. Zielona Kartka. Można powiedzieć, że bank "zarabia w walucie kredytu" - niezależnie od kosztu waluty użytej do waloryzacji, bank odbiera od klienta kapitał potrzebny na spłatę zobowiązań. Fluktuacje kursu waluty wpływają jedynie na wielkość zysku banku, mając pewność że zysk zawsze jest zyskiem - nigdy stratą. Jest to prawdą jeżeli kredyty są zabezpieczone pasywami denominowanymi w CHF. Niestety nie wynika to z raportów rocznych BRE/mBank. 


-------------Mechanika udzielania kredytów walutowych sugeruje, że – jakkolwiek trywialne może się wydawać to stwierdzenie – kredytobiorcy we franku zaciągnęli zobowiązanie w walucie obcej, które mogło stwarzać wrażenie zobowiązania zaciągniętego w walucie krajowej (zakup nieruchomości denominowanej w złotych, spłaty dokonywane fizycznie w złotych). Trudno jednak argumentować, że nie byli tego faktu świadomi.-------------

Tego zdania nie rozumiem Panie Prezesie. Jest kompletnie odwrotnie. Klienci byli przekonani że zawierają umowę na kredyt dewizowy. Kropka. To jest to co ludzie robili - podejmowali ryzyko uniezależniając się od krajowych źródeł niepewności. Niestety  klienci nie wzięli pod uwagę osobliwego czynnika krajowego związanego z permanentnym kombinowaniem. Prawnicy banku umieścili w ustępie o zmienności oprocentowanie słowo "może". To jedno słowo zmieniło wiele, o czym Pan wie. Bank zmieniał oprocentowanie kredytu wraz ze wzrostem stopy referencyjnych CHF, zapominając jednak o podobnej operacji w przypadku zmniejszenia stóp. 

W ciągu wielu lat bank wykazał się brakiem uczciwości, ignorując oficjalne parametry pieniądza szwajcarskiego. Tak więc rzeczywistość wygląda kompletnie odwrotnie do Pańskiej oceny - klienci byli świadomi dewizowej natury kredytu, natomiast pracownicy banku nie wykazywali tegoż zrozumienia, traktując index CHF jako prywatny wskaźnik dokumentowany we tabelach kursów BRE Banku. Niestety ten element pazerności zadecydował o wpisaniu klauzul abuzywnych do rejestrów UOKiK. Wystarczyło nie być pazernym. Czerwona Kartka.


-------------Po pierwsze, harmonogram spłat rat kredytu był i jest przedstawiany we frankach). Po drugie, już kilka lat temu kredytobiorcy uzyskali możliwość bezpośredniego spłacania kredytu właśnie we frankach i wielu z nich co miesiąc wpłaca do banku banknoty wyemitowane przez Szwajcarski Bank Narodowy.-------------

Oba argumenty nie przystają do człowieka wykształconego. To zdanie musiał ktoś Panu dopisać. Proponuję poważną rozmowę bo musi to być osoba Panu nieżyczliwa. Może pracownik konkurencji. Co z tego że harmonogram jest w walucie waloryzacji, skoro bank nie przestrzega wskaźników LIBOR CHF? Proponuję troszkę finezji i publikację hamonogramów w ślimakach syberyjskich, których wartość opublikujecie w swoich tabelach. Będzie bez zmian dla kredytobiorców, ale za to śmieszniej. Możliwość spłaty kredytu w walucie waloryzacji została na bankach wymuszona w 2009 roku podczas wielkich porządków w trakcie których rząd zorientował się że banki nie płacą podatków z powodu używania klauzul waloryzacyjnych, które w założeniu ustawodawcy są neutralne wartościowo. 

Prawnicy będą jeszcze przez wiele lat cierpieć czytając bełkot wprowadzony w pośpiechu do przepisów prawnych w wyniku porządków 2009 roku. Waloryzacja stała się teraz źródłem opodatkowanego zysku, gwałcąc jej naturę, co jest utrwalone w ustawie o podatku od osób fizycznych. Tyle zła z powodu pazerności Pańskich kolegów. Czerwona Kartka.


-------------Rodzaje ryzyka
Tym samym kredytobiorcy wzięli na siebie oprócz ryzyka stopy procentowej (które biorą na siebie również osoby zaciągające zobowiązania w złotych), ryzyko kursowe. Nie sposób jednak rozciągać tego faktu na stwierdzenie, że klienci zostali obarczeni ryzykiem kursowym po to tylko, aby banki mogły na tym zarobić. Dlaczego? Bo banki zgodnie z prawem musiały zabezpieczyć sobie finansowanie we frankach.-------------

Jest to kolejne, niezwykle interesujące stwierdzenie pokazujące stosunek do rynku i klientów. O zgrozo jest to kwintesencja myśli marksistowskiej mówiącej o wyzysku klasy robotniczej przez kapitalistów. Z jednej strony mówi Pan, że bank był zabezpieczony a z drugiej że klient pozostał bez takiego zabezpieczenia. Nieładnie. I po co to wszystko? Dla 1-2% marży? Toż to bez sensu! Po co robić takie rzeczy jak na kredycie PLN mógł Pan zarobić 5% + marża? 

Abstrahując od konieczności umieszczania pozycji waloryzowanych jako indeksowanych do CHF, pozwolę sobie zauważyć że wcześniej wykazaliśmy że kurs waluty jest czynnikiem neutralnych dla banku. Bank zarabia zawsze, jednak więcej gdy kurs jest wyższy, ponieważ marża jest zależna od wartości raty. Czyli twierdzenie że bank zarabia zawsze, a klient może stracić jest prawdziwe i spójne logicznie. Niestety jest to przeciwieństwo Pańskiego rozumowania. Czyżby napisał to ten sam doradca co poprzednio? Czerwona Kartka.


-------------Spekulacja walutowa mogłaby się odbyć, gdyby banki, udzielając kredytów walutowych, finansowały się w złotych (patrz przedstawiony mechanizm finansowania). Tak się oczywiście nie stało. Dodatkowo bardzo trudno doszukać się celowości działań banku na szkodę klienta. Podstawowym elementem działalności kredytowej banku jest ryzyko kredytowe, a więc ryzyko związane z brakiem spłaty zobowiązania przez klienta. Zwiększenie obciążeń finansowych dochodu klienta (umocnienie franka) skutkuje automatycznym zwiększeniem częstotliwości problemów z obsługą kredytów, a więc stratą banku. Jak widać, argumentacja o celowej działalności banków na szkodę klientów upada w konfrontacji ze spokojnie interpretowaną rzeczywistością.
Na marginesie wbrew obiegowym opiniom zarobki odsetkowe banków na portfelach kredytów frankowych nie są duże. W grupie mBanku walutowe kredyty hipoteczne na koniec 2014 roku stanowiły 34 proc. w ogólnym saldzie kredytowym. Jednocześnie przynosiły one zaledwie 5,6 proc. wyniku odsetkowego za miniony rok. Biorąc pod uwagę profil ryzyka tego produktu, długość życia umowy i konieczność ich refinansowania, zostały sprzedane zbyt tanio.-------------

O rety! Ja jestem zmęczony, zapewne Pan był także przemęczony pisząc te słowa. Jak Pan może podawać statystyki z roku 2014, skoro w wyniku Pańskich działań ale także działań Rządu RP z roku 2009, kredyty waloryzowane przestały być lukratywne. W roku 2014 bank przestał udzielać tych kredytów - podejrzewam że nie z powodów wyższych, tylko z prozaicznego powodu braku rentowności. Rentowność została zmniejszona ustawą antyspreadową, koniecznością płacenia podatków od zysków wynikających z waloryzacji i zapewne kilkoma innymi sprawami włączając klauzule niedozwolone. Będę wdzięczny za publikację statystyk z lat 2005-20010. 

Nie rozumiem tylko jednego: jak można doprowadzić do sytuacji w której długoterminowy klient zamiast wiązać się z bankiem, wytacza mu pozwy zbiorowe i wypłaca pieniądze do innych banków lub kas spółdzielczych. Czy w środowisku bankowym pijecie jakąś szczególną wodę? Zalecałbym przebadanie jej jakości. Może ktoś was podtruwa? Żółta Kartka za lekkie kombinowanie. 

A jak to się stało że w roku 2008 NBP musiał pożyczać awaryjnie pieniądze od SNB w celu stabilizacji sektora bankowego. Przy założeniu zabezpieczania kredytów frankiem tego typu interwencje nie byłaby potrzebna. Będę wdzięczny za wyjaśnienie. Informacja ta znajduje się na portalu NBP jako przykład użycia instrumentu swap. NBP zastawiło EUR, w zamian za CHF.


-------------Stan umysłów przed kryzysem
Łatwo jest z dzisiejszej perspektywy oceniać negatywnie kredyty w walutach obcych. Należy mieć jednak na uwadze stan wiedzy dostępny w momencie, kiedy były one udzielane. Dotyczy to zarówno wiedzy dostępnej gospodarstwom domowym, jak i przedstawicielom sektora bankowego.-------------

Tym stwierdzeniem bardzo mnie Pan zmartwił. To mniej więcej oznacza, że w sektorze bankowym pracują ludzie niewystarczająco wykształceni co jest raczej informacją przerażającą. Pragnę zauważyć, że Foreign Currency Loan jest znane od lat a zostało bodajże wymyślone przez pracowników Londyńskiego City zarabiających w walutach innych od GBP. Następnie było użyte w Australii, Ameryce Południowej, etc. Pańskie stwierdzenie można porównać do rzeźnika, który bez kompetencji, ale z zaangażowaniem, próbował wyleczyć chorego usuwając mu nerkę. Czerwona Kartka. 

Jestem przekonany, że zdaje Pan sobie sprawę, że banki wprowadziły na rynek bardzo dużo pieniędzy naruszając stabilność cen na rynku nieruchomości. Dodatkowo bank udostępniał kredyty denominowane w pieniądzu polskim z kosztem poniżej stopy referencyjnej NBP, co jest pogwałceniem wyłącznych uprawnień konstytucyjnych NBP nadanych Art.227 Konstytucji RP. Czerwona Kartka. 


-------------Popularność kredytów walutowych przed 2009 r. można wytłumaczyć wieloma czynnikami. Po pierwsze, kredyty denominowane we franku szwajcarskim zawsze były wyraźnie niżej oprocentowane niż analogiczne kredyty złotowe. Zgodnie z danymi NBP średnie oprocentowanie nowo udzielanych kredytów we frankach w latach 2007–2008 wynosiło 4,47 proc., podczas gdy posiadacze kredytów złotowych zaciągniętych w tym samym czasie musieli liczyć się ze średnim oprocentowaniem wynoszącym 7,07 proc. Były zresztą atrakcyjne nie tylko ze względu na niskie oprocentowanie, ale również z uwagi na percepcję wysokich i w tamtym czasie rosnących stóp procentowych w złotym.-------------

Panie Prezesie. Skąd nagle pojawia się nazwa "kredyty denominowane". Jako przedstawiciel mBank, powinien Pan z dumą mówić o produkcie myśli Pańskiej firmy: "kredycie waloryzowanym". Zapomniał Pan jednakże dodać do listy powodów popularności kredytów waloryzowanych, agresywną akcję sprzedażową dostarczoną przez pośredników typu Open Finance. Ohyda tego doświadczenie nadal tkwi w mojej głowie. Czerwona Kartka. Pozostawiam bez komentarza wstrzelenie na rynek kredytów PLN ze stawką niższą od WIBOR. Poruszałem to wcześniej. 


-------------Po drugie, ryzyko kursowe, jego kierunek i skala są jasne ex post, kiedy się już zrealizowały. Przekonanie o kontynuacji umocnienia złotego było przed jesienią 2008 r. rozpowszechnione zarówno wśród szeregowych pracowników banków i ich klientów, jak i wśród decydentów w sektorze prywatnym i publicznym. Dość przypomnieć prognozy Ministerstwa Finansów, które w kolejnych odsłonach programu konwergencji wskazywało rokrocznie na mocniejszego złotego. -------------

Bezdyskusyjna Czerwona Kartka. Kim jest "szeregowy pracownik banku"? Co on wie o finansach? Pewnie tyle samo co szeregowy pracownik zakładu ubezpieczeń, czy szeregowy pracownik szpitala. Czy z premedytacją nie wymienił Pan kierownictwa banku? Klienci 10 lat temu nie mieli pojęcia o odrzuceniu przez banki zasad Kodeksu Etyki Bankowej. 

Akcją kredytową lat 2005-2008 zniżyliście się Państwo do poziomu akwizytorów oferujących pierwszy miesiąc gratis. No a Minister Finansów? Co on miał mówić - jago rolą jest opowiadać dyrdymały. Kim jest polityk w Polsce? Przypadkowym elementem sceny politycznej z co najwyżej populistycznym rozumieniem ekonomii.  Rolą banków z ich całym arsenałem know-how i koncentracją wykształconych ludzi, jest te dyrdymały urealniać.  Niestety nie zrobiliście tego. Jako instytucja naraziliście swoich klientów na stres i straty. Czerwona Kartka.  


-------------Wówczas argumenty za umocnieniem złotego wydawały się silne: perspektywa szybkiego przystąpienia do strefy euro, wzrost gospodarczy, napływ funduszy unijnych, agresywny cykl podwyżek stóp procentowych. W tym względzie banki nie dysponowały żadną tajemną wiedzą, która byłaby skrywana przed opinią publiczną, a wydarzenia z jesieni 2008 r. i późniejszych miesięcy były dla sektora bankowego nie mniej zaskakujące niż dla wszystkich innych obserwatorów gospodarki.-------------

Szanowny Panie Prezesie. Czy koniunktura gospodarcza powodująca +300% przyrost indeksów giełdowych jest naturalna? Nie jest czystą spekulacją. Czy wzrost wartości waluty do takiego poziomu, że Polacy latali do Szwajcarii na narty jest prawdziwy? Nie. W tego typu ułudę może wierzyć niewykształcony elektryk przypadkowo będący politykiem, ale nie człowiek z horyzontami i wykształceniem na światowym poziomie. 

W 2008 roku spotkałem matematyka, który na podstawie swoich modeli matematycznych wykazał że rynek nieruchomości to bańka - facet sprzedał swoje mieszkanie. Jeżeli nie zatrudnia Pan takich ludzi w swoim przedsiębiorstwie to bardzo źle. Źle dla Pana firmy i klientów. Czerwona Kartka.


-------------Pracownicy banków sami zaciągali kredyty mieszkaniowe we franku szwajcarskim. Gdyby banki były pewne, że frank szwajcarski będzie się umacniał do złotego, a nie osłabiał, mogły na tym z łatwością zarobić, zajmując, w granicach dopuszczonych prawem, odpowiednią, spekulacyjną pozycję na rynku walutowym. Nic takiego nie miało miejsca.-------------

Oh. Proszę o listę wysokiej rangi managerów banków z zaciągniętymi kredytami waloryzowanymi. Proszę o konkrety. Zasłanianie się "szeregowym pracownikiem banku" co zarabia 2000k i robi administracyjne zadania jest manipulacją. Pan nie może się do tego zniżać. Czuję tu pomoc nieżyczliwego pomocnika. Czerwona kartka. Śmieszy mnie doprawdy zdanie o spekulacji na rynku walutowym. 

Z całym szacunkiem, ale na podstawie faktów stwierdzam że Pańska firma może spekulować na rynku konsumenckim, wykorzystując naiwność klientów. Próba udanie się ze spekulacją na rynek otwarty, zakończyłaby się katastrofą, ponieważ nie macie szans w grze spekulacyjnej z rekinami rynku. Pracował Pan dla JPMorgan, więc doskonale Pan wie o czym mówię. Czerwona Kartka. 


-------------Stan obecny 
– spuścizna boomu frankowego
Sześć lat po kryzysie problem kredytów walutowych, choć jest żywy i dotkliwy dla niektórych osób, nie wymaga, Drogi Witoldzie, języka agresji wobec banków. Sektor bankowy wyjątkowo dobrze i uczciwie służy polskiemu społeczeństwu.-------------

Szanowny Panie Prezesie. Proszę odnaleźć raport NBP na temat rynku nieruchomości aby zrozumieć jak sektor bankowy służy społeczeństwu. Proszę spojrzeć na manifestujących klientów. Nie. System bankowy nie służy dobrze społeczeństwu. Jest Pan w głębokim błędzie.


-------------Franki są i pozostaną spuścizną boomu kredytowego z lat 2004–2008. Po globalnym kryzysie finansowym kredyty walutowe we frankach szwajcarskich nigdy już nie odzyskały dawnego blasku: cieszyły się stosunkowo niewielkim (dziesięciokrotnie mniejszym niż w okresie boomu) zainteresowaniem w latach 2010–2011, aż w końcu de facto zaprzestano ich udzielania w 2012 r.-------------

Franki przejdą do kanonu nieetycznych zachować polskiego sektora bankowe we wczesnej fazie rozwoju. Są i pozostaną hańbą polskiego sektora bankowego. Mogą być także powodem jego problemów z powodu zdeterminowania oszukanych klientów. 


-------------W efekcie, o ile jeszcze na początku 2009 stanowiły one 62 proc. (70 proc., jeśli dodamy kredyty udzielane w euro) wolumenu kredytów mieszkaniowych, o tyle na koniec zeszłego roku odsetek ten wyniósł 37 proc. Kredyty walutowe, mówiąc obrazowo, powoli wymierają w miarę ich spłacania przez gospodarstwa domowe. Spłacania, które – dodajmy – zawsze było bardziej terminowe i systematyczne niż w przypadku kredytów złotowych, o czym świadczą niższe współczynniki ich przeterminowania (NPL).-------------

Jestem przekonany, że zwiększeniu miernika NPL wyśmienicie pomaga wzrost kapitału. W przypadku zaprzestania spłaty kredytu każdy z Pańskich klientów zostaje bankrutem. 


-------------Wynika to, z jednej strony, z bardziej wymagającej selekcji kredytobiorców i wyższych wymagań stawianych przez banki starającym się o kredyt walutowy, z drugiej zaś – z relatywnie niższej wysokości raty w stosunku do kredytu złotowego o analogicznej wartości, przeznaczonego na zakup identycznego mieszkania. Kredyty walutowe zdążyły już się zestarzeć i przez kilka lat ich funkcjonowania większość osób zdołała odnieść widoczne korzyści.-------------

To jest drogi Panie kompletna machinacja. Bardzo proszę o przedstawienie porównania kredytu CHF i PLN wykazującego korzyści. Według moich obliczeń po 100 ratach oba kredyty kosztowały tyle samo, posiadając jednak inną strukturę kapitał/oprocentowanie. Nie mi się wypowiadać kto jest beneficjentem, ale nie klient banku, który zamiast zająć się swoimi sprawami protestuje na ulicach, albo piesze niniejszy tekst.


-------------Potrzebna kompleksowa ocena
Dyskusja o – być może przejściowym osłabieniu złotego w stosunku do franka szwajcarskiego i wzroście rat kredytów walutowych nie może więc abstrahować od łącznych korzyści i faktycznych oszczędności poczynionych przez ostatnie lata. Musi też uwzględniać okoliczności, że ich opłacalności dla klienta nie można oceniać w perspektywie jednego nadzwyczajnego i jakkolwiek bolesnego zdarzenia. Ich perspektywa po kilkanaście lub kilkadziesiąt lat i, jak zapewne wiesz, wymaga ona raczej chłodnej głowy i spokojnej oceny. Gwałtowne reakcje mogą prowadzić do trudnych do przewidzenia błędów.
Całościowa ocena kredytów walutowych musi również uwzględniać pozytywne skutki społeczne, jakie, mimo wszystko, przyniosło udostępnienie możliwości kredytowania zakupów nieruchomości w walutach obcych. Lata 2004–2008 to okres, kiedy na rynek pracy zaczęło wkraczać echo wyżu demograficznego, którego obaj jesteśmy reprezentantami, a także moment, kiedy gospodarka (w tym również rynek nieruchomości) korzystała na realizacji popytu odroczonego i stłamszonego przez kilkuletnie spowolnienie z początku wieku. Dostępność mieszkań i ich kredytowania ułatwiła tworzenie nowych gospodarstw domowych i dała wielu młodym możliwość założenia własnych rodzin. Nie jest jasne, czy permanentnie zbyt mała wielkość oszczędności krajowych i stopień rozwoju systemu finansowego w poprzedniej dekadzie pozwoliłyby na zagospodarowanie tego wzrostu popytu na nieruchomości wyłącznie za pomocą kredytów złotowych (niski poziom oszczędności krajowych był jednym z powodów wysokiej ceny kredytów złotowych).-------------

Jest to niezwykle trafne zdanie, jednak nie będące w zgodzie z raportami rocznymi BRE Bank / mBank. W raportach co roku widnieje pokrycie depozytów klientów z udzielonymi kredytami. Pozostaje jeszcze jedno otwarte pytanie: komu sprzedaliście Państwo miliardy CHF w celu uzyskania dziesiątków miliardów PLN? Finansowanie zagraniczne nie powoduje druku PLN, chyba że w świecie pieniądza M3 takie rzeczy są możliwe.


-------------Mieszkania to konsumpcja
Wreszcie debata na temat kredytów walutowych, która toczy się nad wskaźnikiem LTV, a więc stosunku wartości kredytu do wartości nieruchomości, opiera się na dość fundamentalnym nieporozumieniu co do natury rynku nieruchomości i decyzji, jakie podejmują gospodarstwa domowe. Mieszkanie nie jest inwestycją, a specyficznym dobrem konsumpcyjnym – od dawna o tym przekonuje chociażby amerykański noblista profesor Robert J. Shiller. Oznacza to, że rachunek zysków i strat z punktu widzenia gospodarstwa domowego powinien w pierwszej kolejności uwzględniać sumę zapłaconych rat, a także wieloletnią użyteczność korzystania z mieszkania.
Problem LTV przekraczającego 100 proc. (dotyczy to obecnie najprawdopodobniej ok. 60 proc. kredytobiorców) ujawnia się dopiero w momencie sprzedaży nieruchomości, nad którym gospodarstwo domowe ma pełną kontrolę. Innymi słowy, strata z inwestycji nie musi być poniesiona, jako dobro konsumpcyjne zaś takie mieszkanie sprawdziło się bardzo dobrze.-------------

Panie Prezesie! Zachęcam do przeczytania ostatniego paragrafu. Twierdzi Pan że jest to tak fajnie że klienci nie mogą sprzedać tego co kupili. Ale fajnie. Różowa Kartka. Oczywiście ignoruje Pan tutaj zasady bilansowe o których mówi KNF. Przeprowadzając  akcję kredytową lat 2005-2008 doprowadziliście Państwo do wielkiego zamieszania na rynku, próby usankcjonowania kombinacji, uszkodziły prawo, a skutkiem może być naruszenie stabilności finansowej sektora. Za te wszystkie sprawy jesteście Państwo odpowiedzialni. Proszę nie ukrywać że większość z przytoczonych spraw jest w zakresie usług prokuratorskich. Za to Kartka Czerwona. 


-------------Profesorze! Zachęcam do złagodzenia tonu wypowiedzi. Straszenie prokuratorem nie przystoi pracownikowi nauki.
—współpraca dr Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku-------------

Za wspieranie się pomocą dr. Pytlarczyka, który musi być autorem co bardziej kuriozalnych wypowiedzi w tym wywiadzie, także Kartka Czerwona. Śp. Stanisław Lem pisał w Bajkach Robotów aby nie ufać osobnikom którym świecą się uszy. Pan jako wieloletni bankowiec, nie powinien wspierać się pomocą marketingu do wyjaśnienia podstawowych spraw związanych z działalnością banku. 

Prezesie! Zachęcam do zwiększenia ilości prawdy w wypowiedziach. Ocena Pańskiej wypowiedzi to 14 kartek czerwonych, 1 różowa, 2 żółte i 5 zielonych. Słabiutko jak na lidera polskiej bankowości. Trwanie w nieprawdzie jest nieetyczne, oraz może być bardzo złe dla przedsiębiorstwa które Pan reprezentuje. Jeżeli jest Pan przekonany że mówi prawdę, to proszę jej nadal poszukiwać. Poznacie Prawdę, a Prawda was wyzwoli (J 8,32). Czego Panu życzę.

-Ryszard Styczyński

—bez niczyjej współpracy.

---
Tekst dwa lata sobie leżał tutaj:
https://plus.google.com/+RyszardStyczynski/posts/hcDhtNtF1kH

0 komentarze:

Prześlij komentarz