piątek, 21 sierpnia 2020

Wygrałem! Czy jednak nie za wcześnie się cieszę?

Cieszymy się z wygranych z bankami z powodu nieważności umowy. Prawnicy się tym chwalą i z dumą mówią, że Sąd zastosował teorię dwóch kondykcji, co jest oczywiście wspaniałą Wiktorią! Czy jest się jednak z czego cieszyć? Czy prawnik rzeczywiście przeprowadził sprawę dbając o interes klienta? Zastanówmy się nad tym, biorąc na warsztat moją umowę - mBank stary portfel 360.ooo zł rok 2006. Narrację prowadzę przez dwa procesy, zakończone rozliczeniem z bankiem. Niecałe 2000 słów. Słów, które ufam, że mogą ocalić wielu przed tragedią. Chciałbym się mylić, ale mam wrażenie, że tak nie jest.



Po 7 latach procesów, zadaję sobie pytanie, czy rzeczywiście prawnik reprezentował mój interes, czy po prostu przez te wszystkie lata robił na mnie swój własny interes? Kto trzyma kieliszek w ręku? Ja? Czy jednak mój pełnomocnik?



ZastrzeżenieTen fabularyzowany tekst - chyba tym razem to już opowiadanie, zawiera kompilację sytuacji prawnych i życiowych, które są mi znane. Ty razem wchodzę w rolę narratora, który opowiada potencjalną historię swojego życia, gdybym podjął decyzję o walce np. w 2016 roku.

Celem tego tekstu jest spowodowanie abyśmy potrafili spojrzeć na spór z bankiem w sposób całościowy, ignorując prawniczy marketing i pseudo konsumencki szum, którym jesteśmy atakowani. Niestety staliśmy się przedmiotem w tej całej układance. Nie podmiotem, a raptem środkiem do osiągnięcia celów przez różne grupy. Przedstawiam sytuację skrają, która jednak nie wydaje się nierealną. W wielu przedstawionych elementach, dzieje się to na naszych oczach. Tylko, że zaślepieni i przerażeni nie chcemy tego widzieć. Obudźmy się! Otwórzymy oczy. Myślmy krytycznie. Dbajmy o swój interes. 

Planujesz spór z bankiem? Toczysz już spór? Umieść swoją sytuację w tym opowiadaniu, wprowadź swoje liczby i aspekty prawne i sprawdź jaki będzie bilans, gdy skończysz już wszystkie etapy walki.



~~~



~~~

1. Pierwszy proces

Wygrałem pierwszy proces. Sąd wpisał w sentencję potwierdzenie nieważności umowy. Proponował teorię salda, ale mój pełnomocnik wykazał, że nie wolno tego robić i wywalczył zastosowanie teorii dwóch kondykcji. Bank w trakcie procesu nie wezwał do zwrotu świadczeń.


Przyjmijmy, że przez 14 lat spłaciłem 360.ooo zł, tyle więc po wygranym procesie wpłynie na moje konto. Bank jednak podniósł przedawnienie, więc otrzymałem tylko świadczenia z ostatnich 10 lat, finalnie mając 280.ooo zł na swoim koncie. 80.ooo zł zgodnie o informacją od prawnika uległo przedawnieniu. Coś mi tu nie pasuje, bo jakiś obrażany w sieci amator prawa mówił o art.502 Kc, ale skoro liderzy środowisk konsumenckich mówią, że to oszust (i do tego spotyka się z bankierami!), a do tego prawnik oczywiście wie co robi…. Ufam mu, bo to wspaniały człowiek.


Po wygranej sprawie, prawnik pokazując mi zapisy umowy, tłumaczy mi, że bank żądał ode mnie w/g umowy kredytu jeszcze 400.ooo zł, czego już nie może robić, bo wygraliśmy! Tak więc prawnik nalicza tzw. success fee od tej sumy powiększonej o to co pojawiło się na moim koncie, tłumacząc mi, że zwolenienie z obowiązku płatności tej sumy to moja korzyść, którą finalnie określa na 680.ooo zł, jako sumę tego co mam na koncie i tego czego nie muszę już płacić.


Moja umowa określała success fee na poziomie 10%. Finalnie prawnik zażądał zapłaty success fee 68.ooo zł. Sporo, ale skoro jest to uczciwe, bo tak mówią na forum konsumentów (tym prawdziwym, a nie u oszustów!) to tak musi być. Zaznaczę, także że przed zawarciem umowy pisałem w tej sprawie do Krajowej rady radców prawnych i Adwokatury, także do UOKiK, ale powiedzieli mi, że to nie ich sprawa i jak uważam, że prawnik nie jest uczciwy to mogę udać się do Sądu lub zgłosić to do rzecznika dyscyplinarnego... Z drugiej strony prawnik powiedział, że jak to zrobię to nie zawrze umowy, zasłaniając się Kodeksem etyki. Wolę wojowników i głos prawnika, niż wieczne narzekania malkontentów. Walczę! Bank mnie okradł i nie pozwolę aby to trwało!


Oczywiście cieszyłem się, bo przecież prawnik musi zarobić - nie pracuje za darmo i musi płacić podatki. Do tego 5 lat studiował, a prawo to niełatwe studia. I ta aplikacja! Oczywiście musi mieć wakacje, bo bardzo ciężko pracuje (i do tego to praca dla społeczeństwa!) i musi dojechać autem na proces, bo przecież nie będzie jechał autobusem. Te 10% to uczciwa stawka, mówili mi ludzie na facebook. Znam ich przez sieć od 5 lat. To fajni i waleczni ludzie. Bardzo mi pomogli. Dzięki nim podjąłem walkę! Dzięki nim obudziłem się jako europejczyk świadomy swych praw! Dzięki nim wyrwałem się spod wpływu malkontentów, którzy widzą tylko problemy! Tak! Jestem pewien, że 10% z mojego majątku to uczciwa stawka. To tyko 68.ooo zł. To niewiele za zrzucenie kajdanów finansjery! Można wygrać z Rockeffelerem! Pokazałem to! 


Obok success fee, za prowadzenie procesu zapłaciłem prawnikowi  blisko 20.ooo zł. Oznacza to, że w sumie koszt obsługi prawnej wyniósł 88.ooo zł (wow!). Sporo! Ale to jednak 5 lat ciężkiej pracy! Prawnik co prawda, nie wniósł z mocy art.98 Kpc o zwrot tych kosztów, a standardowe tzw. KZP w sumie 15.ooo zł przejął bez słowa na swoje konto, mówiąc że to jego. Jest to uczciwy  człowiek, do tego promowany na forach prawdziwie konsumenckich, więc tak musi być. To tyko 88.ooo zł. To niewiele za zrzucenie kajdanów finansjery! Można wygrać z Rockeffelerem! Pokazałem to! Wreszcie żyję pełnia życia! 


W wyniku wygranego procesu, na moim koncie zostało 192.ooo zł. Cieszę się. Świętuję. Może nawet szastam pieniędzmi, ale raz się żyje! Kupiłem auto. Pojechaliśmy z moją dziewczyną (bo w trakcie procesu rozwiodłem się - żona nie wytrzymała stresu; trudno) na wakacje życia - po 5 latach stresu należało nam się! Jeszcze sporo zostało. Mając 90.ooo zł na koncie jestem królem życia. Warto było!


2. Drugi proces

Mijają dwa lata. Sąd przysyła mi informacje o wniesionym nakazie zapłaty na sumę 360.ooo zł wraz z ceną za korzystanie z kapitału. Bank policzył sobie średnie oprocentowanie WIBOR jako koszt jego świadczenia. W ciągu 16 lat wyszło tego dodatkowo 190.ooo zł, oznacza to że bank wzywa mnie do zapłaty 550.ooo zł.


Blednę. Siadam w fotelu i mówię z angielska: What went wrong? To dosyć zabawny skutek pracy zawodowej, że gdy pojawia się stres to myślę po angielsku...


Zbieram myśli. Bank wystawił nakaz zapłaty, więc mam kilka dni na złożenie sprzeciwu. W panice dzwonię do mojego prawnika, a ten mówi: Oj! To poważna sprawa, ale ekspres musi kosztować i przedstawia mi umowę na 15.ooo zł + 30.ooo success fee. Co mam zrobić? Zgadzam się.


W trakcie procesu, prawnik podnosi przedawnienie roszczeń banku, ale Sąd to zbywa mówiąc, że dwa lata temu unieważniono umowę, więc nie ma przedawnienia. Patrzę na zdjęcie E.Łętowskiej i jej bliskiej współpracownicy A.Wiewiórowskiej i mam wrażenie, że czuję się jak moi rodzice po transformacji 1989 roku. Ale nic to! To tylko emocje! To są uczciwi ludzie! Wspaniałe kobiety o wielkich sercach. Poświęciły życie prawu i konsumentom. Pani E.Łętowska - już na emeryturze - a jednak nam pomaga! Co za wspaniała postawa! Tak wszyscy mówią na facebook. No może prawie wszyscy, ale malkontentów nie słucham. 


W trakcie procesu, prawnik podnosi, że umowa była nieważna od początku. Jakoś się udaje odrzucić teorię konstytutywnego wyroku Sądu I instancji, ale Sąd mówi, że podnoszenie przedawnienia roszczeń banku jest niezgodne z zasadami współżycia społecznego i że nie wolno nadużywać prawa - art.117/1 art.5 Kc. Z przedawnienia nici.


Bank żąda 550.ooo zł…. Ja mam 90.ooo zł (miałem 192.ooo zł, ale sporo wydałem) minus 45.ooo zł które muszę teraz zapłacić prawnikowi, czyli mam 45.ooo zł. Udaje się przekonać Sąd że bank nie ma prawa naliczać odsetek WIBOR, bank próbuje więc naliczyć więc inflację z uwagi na wartość pieniądza - mam do zapłaty 470.ooo zł. Prawnik skutecznie odpiera tę argumentację banku, wykazując analogię do ustawy o kredycie konsumenckim dodając do tego całą historię wynikającą z Dyrektywy 93/13/EWG i udaje się pozostać na poziomie wartości nominalnej długu - mamy więc 360.ooo zł. Ha! Wygrywam życie! Znów!


Do tego udaje mi się przekonać prawnika, aby powołał się na art.502 Kc - potrącenie roszczeń przedawnionych. Pisał o tym pewien oszust na blogu, ale może miał rację....warto spróbować. Tylko ta jego licencja! Co za oszust! Oszust to jednak oszust! Za swoje głupie (jak to mówią ludzie którym ufam) rady żąda 0.2% wartości umowy, czyli jest to 720 zł. Nie zapłacę oszustowi! To co on pisze i tak każdy wie! Widać to po tym, że Sąd uznaje ten argument, czyli była to wiedza notoryjna. Udało się uratować 80.ooo zł, przedawnione w trakcie I procesu. Super! Mój prawnik jest wart swojej ceny!


Mam 45.ooo zł a Sąd zasądza 280.ooo zł, oznacza to że muszę dodatkowo oddać 235.ooo zł. Do tego z powodu przegranego procesu płacę bankowi koszty prowadzenia procesu - 5% wartość WPS, 14.ooo zł plus 15.ooo zł standardowego KZP. Prawnik nie wniósł o zwolnienie z tych kosztów. Nie wniósł także o rozłożenie zasądzonego świadczenia na raty z mocy art.320 Kpc. Oznacza to, że muszę natychmiast zapłacić 264.ooo zł.


3. Bilans

Muszę natychmiast zapłacić 264.ooo zł. Nie mam tych pieniędzy. 


Patrzę na umowę z prawnikiem. Na korespondencję. Na posty facebook i czuję się źle. Facet wziął ode mnie przez 7 lat 133.ooo zł (czyli płaciłem mu ~1.5oo miesięcznie). Nie wniósł do Sądu o zwrot kosztów Sądowych I procesu, przez co nie odzyskałem tych kosztów pierwszego od banku. Podobno prawnik zajął KZP, czyli 15.ooo zł. Szkoda, bo nawet to by się teraz przydało…


Zadłużyłem się na 360.ooo zł, po 5 latach spłaty pozostało do spłaty 400.ooo zł (choć nie wiem ile, bo to wartość 100.ooo CHF).

Po 7 latach procesów bilans zysków i strat wygląda następująco:
+ 280.ooo zł uzyskane od banku po I wygranej,
- 88.ooo zł za prowadzenie I procesu,
- 45.ooo zł prawnikowi za prowadzenie II procesu,
- 360.ooo zł wyniósł oddany bankowi kapitał (ha! w wartości nominalnej! wygrana!)
+ 80.ooo zł uratowanych środków przed przedawnieniem,
- 720 zł opłaty dla oszusta (a niech ma!)
- 29.ooo zł kosztów procesowych banku, bo przegrałem II proces.

Bilans: - 169.2oo zł Słownie: MINUS sto sześćdziesiąt dziewięć tysięcy dwieście złotych.


4. Refleksja

Chyba niepotrzebnie kupiłem auto i pojechałem na wakacje życia. Poszło na to 100.ooo zł. Gdyby prawnik nie obiecywał przedawnienia, to bym tego nie wydał, tylko środki zamroził np. w obligacjach Skarbu Państwa. Ale zapewniał mnie. Mówił: będzie Pan zadowolony. Kontroluję wszytko. Bank ma przedawnione. Polska to Państwo prawa. Nie bankierów, a prawa! Konstytucja! 

Gdybym nie zgodził się na premię za sukces to miałbym dodatkowo 68.ooo zł. Gdyby prawnik nie zajął (chyba jednak ukradł - malkontent mówi o art.286 Kk i Kodeksie etyki) KZP to miałbym 15.ooo zł. Razem to daje 100.ooo + 68.ooo + 15.ooo tj. 183.ooo zł. 

Gdyby prawnik skutecznie wniósł o zwrot kosztów procesu miałbym dodatkowo 5.ooo zł (20.ooo - już policzone KZP). A nawet gdyby prawnik wziął success fee i odzyskałby to od banku, to ten koszt byłby dla mnie neutralny. Daje to razem 188.ooo zł.

Gdyby prawnik doprowadził do rozliczenia w pierwszym procesie to zaoszczędziłbym 45.ooo zł jego kosztów, plus 29.ooo zł kosztów banku, a to znaczy, że mój majątek wynosiłby o 74.ooo zł więcej, dając mi 262.ooo zł. Miałbym 262.ooo zł których jednak nie mam….

5. Epilog

Zamiast być jednak na plusie, po 7 latach procesów jestem na minusie na 169.2oo zł ! Oczywiście prawnik przekonuje mnie, że moja całkowita korzyść wynosi co najmniej 400.ooo zł, ale tak na prawdę to wygraliśmy i to jest najważniejsze, bo kto nie walczy ten przegrał życie! Ale jakoś w to nie wierzę… Może i wygrałem 400.ooo zł (wow!), ale muszę zapłacić 169.ooo zł których nie mam. Bo skąd mam mieć? 


Po 3 miesiącach puka do mnie komornik prosząc o 169.2oo zł.


Nie mam tych pieniędzy. Co mam zrobić? Co się stanie w kolejnym kroku? Blednę. Siadam w fotelu i mówię z rosyjska: Что пошло не так? To dosyć traumatyczny skutek edukacji, że gdy pojawia się sytuacja bez wyjścia to myślę po rosyjsku...


Dlaczego prawnik mnie na to nie przygotował? W ciągu 7 lat zarobił na mnie 148.ooo zł (bo jeszcze położył łapę na KZP….) , a ja mam teraz na głowie komornika i widmo utraty mieszkania… 

Mieszkanie warte jest 540.ooo zł. Wspaniale, że po I procesie wyczyściłem hipotekę! Sprzedaję je na pniu za 500.ooo zł. Spłacam komornika i zostaje mi 330.ooo zł. Znów jestem królem życia! Brak zobowiązań, fajna dziewczyna, auto za 60.ooo zł (stare ale jaki silnik, skóra, klima i tempomat!) Znów mam 20 lat! 


Ale za te pieniądze nie kupię mieszkania w Warszawie. Dobrze, że mam już 45 lat i że jest pandemia, bo mogę pracować zdalnie. Wracam do rodziców - Mazury to wspaniałe miejsce, a sąsiad obiecał mi, że za 60.ooo zł przerobi starą oborę na miłe mieszkanko. Widziałem projekty - rewelacja! Za resztę pieniędzy przerobię dom na agroturystykę, kupię łódkę i rowery wodne dla turystów.

Dzieci już duże więc wyjadą na studia. Prawnik powiedział, że może czasem wpadnie na weekend i wynajmie pokoik, a może nawet odkupi moje gospodarstwo jak będzie ładne i po przerobieniu na agroturystykę - dochodowe. Zaoferował 150.ooo zł Powiedział nawet, że mogę u niego w przyszłości pracować. Dam radę. Jest dobrze. 


Ale zaraz, zaraz!?


6. Co poszło nie tak?

I to się nazywa pomocą frankowiczom? Co poszło nie tak? Czy prawnik mnie oszukał? Haha! Oszukał mnie! Wytoczę mu proces! Może wezwać ubezpieczyciela do zapłaty z OC? Ale jaki zarzut postawić? Że dałem się nabrać? Że obowiązki informacyjne, że … Ale zbieram myśli i pytam się:

  • Dlaczego prawnik nie zgodził się na proponowaną przez Sąd teorię salda? Dlaczego mówił mi, że to złe? Gdyby rozliczenie nastąpiło w I procesie koszt byłby mniejszy o pewnie ze 100.ooo zł. A ja mając na koncie mniej nie szastałbym pieniędzmi.
  • Dlaczego prawnik nie wezwał banku do rozliczenia w trakcie pierwszego procesu? Przy rozliczeniu zapłaciłbym mniejsze success fee - chyba zresztą zgodnie z prawdą, bo prawnik rozliczenie przesunął raptem w czasie.
  • Dlaczego prawnik nie odebrał kosztów procesu od banku po pierwszej wygranej? Czy Konstytucja i system prawa nie gwarantują, że strona wygrywająca ma mieć koszta procesu opłacone przez przegranego?
  • Dlaczego prawnik przejął do swojego majątku tzw. KZP w trakcie I procesu? Czy miał do tego prawo?
  • Dlaczego mam wrażenie, że nie miałem pojęcia jaka była prawdziwa cena usługi prawnika?
  • Dlaczego prawnik dążył do II procesu? 
  • Dlaczego prawnik nie wniósł o zwolnienie z kosztów II procesu?
  • Dlaczego prawnik nie wniósł o rozłożenie na raty zasądzonej sumy w trakcie II procesu?


Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?


Zadaję sobie pytanie, czy rzeczywiście prawnik reprezentował mój interes, czy po prostu przez te wszystkie lata robił na mnie swój własny interes? A może i realizował interes polityczny, zachowując się niczym XXI w. szmalcownik, co dostał immunitet na łamanie prawa od polityków aby przerazić rozgrzane nadzieją na sprawiedliwość pospólstwo…


Finał jest taki, że straciłem mieszkanie w Warszawie; prawnik właśnie kupuje ode mnie gospodarstwo odziedziczone po rodzicach, a ja zaczynam u niego pracę jako kierownik agroturystyki.


What went wrong?

Что пошло не так?




###

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz