Kilka tygodni temu Sąd Najwyższy po raz pierwszy wypowiedział się w tak bardzo rozbudowany sposób na temat klauzul niedozwolonych w umowie kredytu denominowanego. Tak pogłębione omówienie tego zakresu zawdzięczamy niekwestionowanemu specjaliście w tym zakresie - SSN R.Trzaskowskiemu. Zapraszam do zapoznania się z rozbudowanym komentarzem do tego wyroku, w którym obok bardzo ważnych ocen prawnych, znajdziemy także cały katalog błędów i omyłek popełnionych przez Sąd Najwyższy. 6500 słów. Wersja 2
Robiąc tak, zapomnieli jednak, że z ich wywodami muszą zmierzyć się Sędziowie, który są tak samo inteligentnymi i sumiennymi prawnikami i jako tacy muszą zrozumieć przesłanki i wnioski stron sporu.
Po stronie prawników bankowych powoli, z uwagi na znaczną ilość spraw, odchodzą nadworni propagandyści, a ich hermetyczna myśl jest uzupełniona przez pluralizm pełnomocników zatrudnionych na wolnym rynku przez muszące obsłużyć ogromną ilośc pozwów sektor bankowy. A to także nie są ludzie głupi.
Widząc niestety niekiedy słabą argumentację pełnomocników kredytobiorców, odwołują się do prawdy, co prowadzi ich do wygranej.
Doprawdy jest to niezwykle interesująca sytuacja. Rozwój wiedzy przesunął się z katedr prawa, które gnuśnieją bojąc się wystawić swoje przestraszone nosy, na pole walki, gdzie tytani prawa stosowanego mierzą siłę swoich argumentów i możliwości prawidłowego odczytania prawa na prawdziwej sali sądowej. Jest mi bardzo miło to obserwować, ponieważ właśnie o taki układ postulowałem dwa lata temu ogłaszając "Powszechną Kuźnię Wiedzy i Najlepszych Praktyk". Inicjatywa oczywiście nie doszła do skutku, ponieważ prawnicy nie są w stanie ze sobą współpracować inaczej niż ścierając się na sali sądowej. Tego elementu socjologicznego nie przewidziałem, ale aktualnie obserwowany skutek jest ten sam.
Obserwujemy rozwój wiedzy będący wynikiem ścierania się poglądów coraz mądrzejszych prawników pod okiem coraz mądrzejszych Sędziów.
Eleganckim jest także, że do tych sporów nie wtrącają się politycy, którzy siłą rzeczy nic a nic z tego wszystkiego nie rozumieją. I dobrze, że się wycofali, bo już raz pomogli w ramach kryzysu 2008 roku - niech Pan Bóg im to wybaczy. Więcej z ich działalności złego niż dobrego. Chylę czoła przed Panem Prezydentem, który miał odwagę wycofać się z pochopnie złożonych obietnic. Czasem aby zachować się jak mąż stanu należy nastawić się na wygwizdanie. Kto nie wierzy niech przeczyta trochę o W.Churchil, który był pomiatany, wygwizdywany i za każdym wracał, stając się coraz silniejszym. Polityka to trudna profesja, której my zjadacze chleba możemy nie zrozumieć. Ufam, że opis niniejszej sprawy pozwoli czytelnikowi zrozumieć, dlaczego Rząd Rzeczypospolitej nie może obsłużyć kryzysu kredytowego poprzez uchwalenie jednej uniwersalnej ustawy.
Pozwolę sobie jako amator zauważyć, że wszyscy profesjonalni uczestnicy sporów sądowych odpowiadają za rozwój systemu prawa, w szczególności w sytuacji gdy teoretycy zasiadający na katedrach prawa pogubili się w ostatnich dekadach w pojmowaniu swojej roli w społeczeństwie. Tego typu precedensowe sprawy muszą być prowadzone z największą starannością na wszystkich płaszczyznach.
Sprawa ta dobitnie pokazuje, że nie można się ślepo powoływać na wyroki Sądów w całej rozciągłości ich wywodów - nawet jeżeli są to wyroki Sądu Najwyższego. Każdy wyrok ma swoją specyficzną wartość bezpośrednio wynikającą z natury sprawy, kompetencji Sądu oraz obszaru na którym skoncentrował się Sąd w swojej głównej analizie. Dlatego wszelkie wyroki Sądów należy odczytywać krytycznie, starając się zrozumieć tok wnioskowania Sądu, nie obawiając się odrzucenia stawianych w nich tez o ile nie są zgodne z zasadami prawa, logiki, czy też stanu faktycznego. Tego typu analizami zajmują się profesjonalni glosatorzy, a ostatnimi czasy także dziennikarze oraz amatorzy prawa, jak np. autor niniejszego tekstu. Ważne jest jednak aby każdy, także glosator, dziennikarz oraz amator zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji i dokonując oceny cudzej pracy pamiętali o możliwym wpływie tej oceny na opinię publiczną a także pracę profesjonalnych prawników. Pisząc niniejszy tekst dołożyłem wszelkiej staranności aby przedstawić możliwie kompletny, w ramach mojej percepcji, obraz sporu.
Osoby zaciągające dług nie były więc zwykłymi ludźmi. Liczby te pozwalają mi postawić tezę, że dłużnikami byli ludzie zamożni o stałym dochodzie i szanowanej pozycji w społeczeństwie. Bo kto w 2001 roku miał zdolność kredytową pozwalającą na spłatę zadłużenia miesięcznie w wysokości 12.000 zł?
Bank biorąc na swoje barki tak wielką wierzytelność musiał mieć pewność, że dłużnik jest w stanie spłacać tak znaczące zobowiązanie, albo też dłużnicy byli znajomymi kogoś z banku, kto zezwalając na taką umowę przystąpił do jakiegoś bliżej nieznanego średnioterminowego "prywatnego" interesu. Zaznaczę, że omawiana sprawa dotyczy, jak ją nazwał bank - umowy pożyczki udzielonej konsumentowi.
Próbując odpowiedzieć na to pytanie wykonałem odrobinę pracy, normalnie przynależnej dziennikarstwu śledczemu, i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu dowiedziałem się, że przedmiotem zabezpieczenia pożyczki jest grunt wraz z zabytkową kamienicą - dawnym ratuszem gminnym w Szczecinie. Budynek przepiękny będący nie tylko własnością Skarbu Państwa, ale także w 1996 r. wpisanym do rejestru zabytków. Jak to się stało, że nieruchomość taka mogła zostać przyjęta przez bank jako zabezpieczenie hipoteczne? Trudno powiedzieć.
Wiadomym natomiast jest, że małżeństwo Ż. weszło w użytkowanie wieczyste tego budynku w 1991 r. na podstawie wpisu do księgi wieczystej. Sprawa wygląda więc na raczej niejasną. Analizując tę sprawę należy zdać kilka dodatkowych pytań. Po pierwsze - jak to się stało że małżeństwo Ż. staje się użytkownikiem wieczystym zabytkowego przepięknego piętrowego budynku o kubaturze 5.200 metrów sześciennych, czyli około 5 domów jednorodzinnych. Po drugie - jak to się stało, że bank udzielił pożyczki konsumentowi na znaczącą sumę pieniężną, znaczny procent oraz krótki termin spłaty oraz niezbyt pewne zabezpieczenie spłaty w postaci zabytkowego budynku. Po trzecie - co się stało, że po trzech latach małżeństwo Ż. przestało spłacać swoje zobowiązanie.
Prawdopodobnie poświęciwszy wszystkie uzyskane środki najprawdopodobniej nie osiągając jednak oczekiwanego zysku z planowanej inwestycji, małżeństwo Ż. uznało, że sprawa jest przegrana i w tej sytuacji pozostaje już tylko czekać na wyroki sądów oraz działania komornicze. Gra mogła okazać się warta ryzyka, z wagi na fakt że potencjalna utrata nieruchomości w Szczecinie mogła nie stanowić znacznego uszczerbku dla małżeństwa Ż., z uwagi na i tak co najmniej tajemnicze nabycie do niej praw w 1991 roku. Czym innym jest jednak egzekucja z całego majątku, ale ten wątek nie został w dokumentach przedstawiony. Możliwe więc, że małżeństwo aktualnie gra Va Banque w pełni ufając strategi procesowej pełnomocnika. Są już ludźmi aktualnie w sile wieku. Jeżeli postąpili umiejętnie to potencjalny dług nie przejdzie na członków rodziny i może nawet udało im się zabezpieczyć inny posiadany majątek.
Dokonywałem już wykładni słowa "denominowany" (Waloryzowany kredyt hipoteczny, 2015), ale nie miałem okazji zrobić tego ze słowem "nominowany". Zrobię to w formie skrótowej, zaczynając od słownika języka polskiego (Doroszewski, 1958-1969), który informuje że "nominowanie" to forma rzeczownikowa słowa "nominować". Słownik Doroszewskiego mówi o powołaniu na stanowisko, zaznaczając, że jest to forma przestarzała, podaje jednak także drugą formę pochodzącą od łacińskiego "nomino" tzn. mianuję, nazywam. Słownik PWN rozszerza jednak tę definicję o zgodne z intuicją "zgłoszenie czyjejś kandydatury do nagrody lub do pełnienia jakiejś funkcji", a także zaskakujące "nadawanie nazw przedmiotom, czynnościom, zjawiskom itp.", rozwijając kreatywnie formę pochodzącą od "nomino". Staram się znaleźć jakąkolwiek formę, także w przykładach PWN i nie jestem w stanie. Mam w głowie tylko: "nomino Padre", ale tutaj chodzi o mianowanie na stanowisko. W literaturze fachowej natrafiłem na stosowanie sformułowani "pożyczka nominowana w ...". Przykład taki znajduje się w "Podstawach bankowości" teoretyka polskiej bankowości Z.Dobosiewicza, którego należy uznać za kreatywnego literacko praktyka bankowości. W jego książkach, do których udało mi się dotrzeć, znajduje się tak wiele naiwnie ważnych informacji, że nie można tych pozycji odrzucać. Ale czy powinny stać się one kanonem wiedzy bankowej? Moim zdaniem nie. A jednak się stały, ze szkodą dla tego sektora polskiej gospodarki. Dalszy przegląd materiałów specjalistycznych pozwala dostrzec nieprawdopodobną rzecz: w raportach NBP o stabilności sektora bankowego z lat 2000-2006 stosowane jest słowo "denominowany", aby w latach 2007-2011 być zamienionym na "nominowany". Czyżby był to wpływ praktyki bankowej, która wprowadziła na rynek hybrydę kredytową o nazwie "kredyt denominowany"? Trudno jednoznacznie powiedzieć, ale fakty na to wskazują.
Tak czy inaczej już w 2001 roku wygląda na to że produktowcy PBK SA wymyślili, że nie będą stosować (wbrew bankowcom z NBP) nazwy "denominowany" tylko "nominowany". Zapewne bali się używać słowa "denominacja" które kojarzyło się z utratą wartości a i podobało im się że "nadając" pieniądzowi "nominał" de facto się go "nominuje". Nijak to jednak się miało do znaczenia tego słowa w języku polskim.
Warto tutaj jeszcze spytać niezastąpionego google co na ten temat myśli. Szukając w tej bazie wiedzy uzyskałem następujące ilości znalezionych stron: (1) "nominowana w złotych" - 539 stron, (2) "denominowana w złotych" - 1040 stron. Język jest żywy i nie powinienem odrzucać słowotwórczych konstrukcji, jednak zachęcam do stosowania poprawnej formy nazewniczej aby wyrazić wyrażenie czegoś wartościowego, pieniądza, papieru wartościowego, długu w danej walucie, przy pomocy formy ogólnie przyjętej (także w języku angielskim) - "denominowany w" np. złotych czy dolarze kanadyjskim.
Bank definiując umowę wyraża swoją intencję w sposób niezwykle precyzyjny, podając że udziela pożyczki w kwocie 272.000 franków szwajcarskich denominowanej w złotych polskich. Mamy więc tutaj podaną walutę zobowiązania banku, który to element jest essentiala negotti umowy kredytu art.69 Prawa bankowego, a także walutę wykonania umowy, co jak się dowiadujemy w trakcie spraw sądowych jest kwestią poboczną. Mamy także prowizję od wykorzystanej kwoty kredytu liczoną w CHF, a także hipotekę obciążoną sumą CHF. Harmonogram jest także oznaczony w CHF. A także są stosowane odsetki bazujące na stawce LIBOR 3M, rozumiem (choć nie jest to wskazane), że jest to LIBOR CHF 3M (UKOCHF3M), przynależny walucie o symbolu CHF, w/g systematyki międzynarodowego standardu ISO 4217. Doprawdy trudno w tej sytuacji twierdzić, że nie jest to umowa w CHF, tylko w PLN.
Prawnicy którzy uznają umowy denominowane za umowy złotowe, niestety przyczyniają się do regresu wiedzy na temat kryzysu kredytowego 2005-2008, próbując na siłę wrzucić wszystkie typy umów do jednej kategorii interpretacyjnej, ponieważ zapewne jest im tak łatwiej. Zaznaczę, że istnieje wywód wykazujący, że umowy są złotowe, a przynajmniej powinny być, wychodzący z realizacji celu umowy np. płatność na rzecz osoby trzeciej, jednak tego typu wywody sięgają niestety mocno poza horyzonty przedstawicieli prawa. Ufam, że tematem tym zajmą się teoretycy prawa gdy opadnie już kurz związany z aferą kredytową.
W traktowaniu umów denominowanych jako złotowych, chodzi głównie o wykładni umowy w celu procesowegozastosowania faktu wykorzystania środków pochodzących z kredytu w PLN. Ma to dowodzić, że jest to główne świadczenie stron, a co może prowadzić do unieważniania umowy w przypadku wykazania, że klauzula umowy związana z tym elementem jest abuzywna. Jest to niestety błąd.
Z uwagi na naleciałości oraz popularność tej linii argumentacyjnej, należy ją dodać do każdego pozwu, jednak tylko i wyłącznie z ostrożności procesowej. W niniejszej sprawie, Sądy wszystkich instancji, odrzuciły tę koncepcję.
Należy jednak zauważyć, że jedynie SSR przeprowadził poprawną logicznie argumentację wychodząc z art.69. SSA oraz SSN dywagując o pożyczce popełnili fundamentalne błędy na poziomie pojmowania zasady działania art.720. Szkoda, ża tak się stało szczególnie w kontekście pracy SN, ponieważ wyjątkowo interesująca, prawidłowa, uczciwa i ważna argumentacja związana z klauzulami niedozwolonymi została obarczona poważnymi błędami z zakresu podstaw księgi zobowiązań. Widać tutaj prym SSN R.Trzaskowskiego przy umniejszeniu wpływu pozostałych Sędziów. A szkoda.
Z cech umowy kredytu, nie ma na tej liście jedynie celu umowy, będącym ważnym elementem umowy kredytu, wymienionym bezpośrednio w art.69 ust.1. Nie ma także prowizji za niewykorzystaną kwotę kredytu (art.77 Pb), ta nie jest jednak obowiązkowa.
Kluczowym elementem jest jednak istnienie konta kredytowego, co moim zdaniem przeważa za oceną tego stosunku prawnego jako umowy kredytu art.69 Prawa bankowego, a nie pożyczki bankowej art.78 Prawa bankowego.
Oddanie do dyspozycji nie oznacza przeniesienia własności na rzecz drugiej strony, tylko umożliwienie jej dysponowania kwotą środków pieniężnych, poprzez pisemne wydawanie dyspozycji bankowi. Temat oddania do dyspozycji rozwinąłem bardzo szczegółowo w książce "Oddać do dyspozycji" (2017) do której zainteresowanego czytelnika odsyłam. Pożyczka bankowa (art.78) bazuje na art.720 Kodeksu cywilnego i polega na przekazaniu własności środków pieniężnych. Może się wydawać więc, że są to tożsame stosunki prawne. Niuansem jest jednak konieczność jednorazowego przekazaniu całej umówionej sumy w umowie pożyczki, gdy w przypadku umowy kredytu mówimy o kwocie, czyli górnym limicie podlegającym wykorzystaniu. W przypadku umowy kredytu wykorzystanie może zostać zrealizowane jako pożyczka lub też płatność na rzecz banku lub osoby trzeciej. Są to zauważalne w omawianej umowie niuanse powodujące że jest ona wyrazem umowy kredytu a nie pożyczki.
Znamiennym jest także pobieranie prowizji w momencie wykorzystania umowy. W pożyczce coś takiego nie występuje. Przy pożyczce art.78 można mówić o opłacie przygotowawczej, na podstawie art.110 Prawa bankowego, jednak w omawianej umowie literalnie zaznaczone jest, że bank pobiera prowizję od wykorzystanej pożyczki lub transzy, co jest opłatą przynależną tylko i wyłącznie umowie kredytowej.
Należy także zauważyć, że moment wykorzystania środków jest chwilą w której następuje zmiana waluty. Oznacza to, że wykorzystanie jest realizowane przy pomocy dyspozycji wykorzystania wydanej bankowi, który realizując ją, dokonuje dodatkowo operacji "kantorowej". Rozpatrując hipotezę pożyczki, trudno jest przyjąć, że bank zmienia walutę pieniędzy będących własnością małżeństwa Ż.
W omawianej sprawie nie sposób nie przyjąć, że bank pomimo że zastosował słowo "pożyczka" de facto udzielił kredytu. Muszę także powiedzieć, że autor wzorca umowy wykazał się, jak na rok 2001, znaczącą znajomością zasad działania umowy kredytu art.69 Prawa bankowego. Wielka szkoda, że jego praca nie została doceniona przez kolegów z innych banków, którzy ściągnęli co prawda ogólną technikę konstrukcji umowy, pozbawiając ją jednak prawniczych niuansów widocznych doskonale w omawianym wzorcu umowy.
Na marginesie zaznaczę, że z uwagi na brak celu umowy można tę umowę podważać, ponieważ jest to literalnie wymieniony kluczowy ("z przeznaczeniem na ustalony cel"), a brakujący element umowy kredytu - essentiala negotti.
W umowie pożyczki pożyczkodawca zobowiązuje się przekazać na własność określoną ilość środków pieniężnych. Suma pożyczki musi być określona literalnie i jednoznacznie oraz przekazana na własność pożyczkobiorcy.
Przyjmując za fakt, że przedmiotem pożyczki jest suma pieniężna literalnie oznaczona w umowie (§1 ust.1), należy wymagać aby została ona przekazana na własność pożyczkobiorcy. Tak się w niniejszej umowie nie stało. Pomijając wewnętrzną sprawę banku t.j. umieszczenie środków pieniężnych na koncie kredytowym służącym do monitorowania poziomu zużycia pożyczki oraz jej spłaty (§2), należy zaznaczyć że umowa pożyczki nigdy nie doszła do skutku, ponieważ określona w umowie ilość pieniędzy nigdy nie została przekazana na własność pożyczkobiorcy.
Przyjmując hipotezę, że bank wykonał swoje zobowiązanie przekazania na własność środków pieniężnych, poprzez dokonanie przelewu na konto pożyczkobiorcy, należy wziąć pod uwagę bezsprzeczny fakt, że operacja ta zakończyła się przeliczeniem środków pieniężnych na złote polskie (§3 ust.4), które to dopiero zostały przekazane na własność pożyczkobiorcy. Sama oznaczona w umowie ilość środków pieniężnych, nie opuściła jednak majątku banku. Zaznaczę, że umowa pożyczki nie mówi o wartości ekonomicznej, tylko o określonej ilości środków pieniężnych, co eliminuje zastosowanie argumentu o wypłacie sumy w innej walucie, będącą równowartością ekonomiczną. Umowa pożyczki nie mówi o abstrakcyjnej wartości ekonomicznej (np. o cenie) tylko bardzo precyzyjnie o określonej ilości pieniędzy. Prowadzi to do wniosku, że bank nie wykonał skutecznie wymogu stawianego przez art.720 Kodeksu cywilnego, nie doprowadzając do przekazania na własność określonej ilości pieniędzy zagranicznych.
Przy okazji należy tutaj zaznaczyć, że bank złamał także zasadę walutowości (art.358 §1), poprzez brak doprowadzenia lub chociażby możliwości doprowadzenia do obrotu dewizowego z uwagi na brak rozliczeń lub możliwości rozliczeń w walucie obcej między rezydentami. Samo rozliczenie, dla porządku zaznaczę, jest rozumiane jako operacja polegająca na dokonywaniu zmian w stanie środków pieniężnych na rachunku bankowym na zlecenie klienta lub w wyniku czynności, które z mocy prawa powodują wskazane zmiany w stanie praw majątkowych klienta (art.63 Prawa bankowego).
Hipotezę pożyczki można przyjąć z powyższymi konsekwencjami, albo też odrzucić z uwagi na zawarte w umowie informacje o pobraniu prowizji z kwoty wypłaconej pożyczki (§3 ust.2). Cecha ta jest przynależna tylko umowie kredytu art.69 Prawa bankowego.
Dlaczego SN nie doszedł do powyższych wniosków forsując hipotezę art.720? Nie potrafię powiedzieć. Zaznaczę tylko, że instytucja pożyczki ma pewnie z dwa tysiąca lat (jej protoplasta to Mutuum z Prawa Rzymskiego) i najwyższy czas aby doktryna potrafiła ją prawidłowo rozpoznać i ocenić jej cywilistyczne skutki.
I tutaj pojawia się główny element strategii procesowej pełnomocnika małżeństwa Ż., słusznie twierdzącego że skoro przeliczenie z CHF na PLN (§9 umowy) jest klauzulą niedozwoloną to ani małżeństwo Ż. ani też bank nie wie tak naprawdę ile ze zobowiązań względem banku zostało spłaconych w momencie rozwiązania umowy. Skoro małżeństwo Ż. obciążane było przez 3 lata przez bank opłatami na podstawie klauzuli niedozwolonej, to de facto nie wiadomo jak to wpływało na saldo zadłużenia oraz na rozliczanie należności za odsetki.
W konsekwencji nie jest możliwe, na podstawie umowy pozbawionej postanowień §9, obliczenie wysokości zadłużenia małżeństwa Ż. Idąc dalej tym tropem, należy zauważyć, że nie znając salda długu w żadnym momencie wykonywania umowy, czego konsekwencją jest nieznana ilość odsetek kapitałowych, a także nieznana ilość odsetek karnych, niezawodnie należy dojść do konkluzji że nie jest możliwe, na podstawie umowy lub też przepisów prawa, wpisanie żadnej sumy pieniężnej do BTE. A to prowadzi do wniosku, że jedyną możliwością postąpienia w tej sytuacji, jest zwrot pobranych od małżeństwa sum pieniężnych i próba innego rozliczenia umowy.
Tutaj jednak pojawia się kolejny kłopot: jak rozliczyć umowę sprzed 16 lat, w której dłużnik de facto nie zapłacił żadnej raty, ponieważ wszystkie świadczenia, których dokonywał, były nienależne w wyniku niezgodności umowy z prawem w obszarach obliczania wysokości wpłat w złotym polskim. Nienależne świadczenia powinny zostać zostać małżeństwu Ż. zwrócone. Jak takie nie mają wpływu na saldo długu, które znajduje się na poziomie z zaciągnięcia zobowiązania.
Nie można przyjąć hipotezy, że bank wykonując swoje obowiązku należycie, zgodnie z wymogami stawianymi przed nim przez przepisy obowiązujące w Polsce, organy Państwa, regulatora, a także traktaty międzynarodowe, nie zna obszaru prawa w ramach którego kształtuje stosunki umowne z konsumentami.
Taka hipoteza prowadziłaby do wniosku, że zarząd banku z powodu nienależytego wykonywania swoich obowiązków przez wiele lat doprowadzał do sytuacji bezpośredniego zagrożenia depozytów swoich klientów, a także interesów akcjonariuszy, prowadząc ryzykowną grę balansując na pograniczu prawa. Robił to nie tyle z wyrachowania, ale z powodu zaniedbania prawidłowej edukacji swoich pracowników a także braku rozwoju wiedzy w obszarze niezbędnym do bezpiecznego funkcjonowania banku.
Należy tutaj zaznaczyć, że pomimo, że Polska przystąpiła do Unii Europejskiej w 2004 roku, to kwestia wzorca umowy, a także odpowiedzialności przedsiębiorcy za jego jakość była świetnie znana w doktrynie, że wystarczy wspomnieć o bardzo dojrzałej pracy na ten temat E.Rutkowskiej "Bankowe wzorce umowne" z 2002 roku, nie wspominając monografii E.Łętowskiej "Wzorce umowne" z 1974 r. czy też dorobku doktryny w tym zakresie z czasów Kodeksu zobowiązań z 1934 r. Bank doskonale widział, że wzorzec umowy "pożyczka uniwersalna" łamie przepisy Kodeksu cywilnego i jakie są tego konsekwencje. Sama umowa była zawarta w 2001 roku, czyli rok po nowelizacji Kodeksu cywilnego, będącego konsekwencją implementacji w prawie polskim dyrektywy Rady 93/13/EWG.
Na tej podstawie należy uznać, że roszczenia banku uległy przedawnieniu. Zaznaczam, że są to przypuszczenia amatora.
Tego typu interpretacja jest jednak błędna ponieważ to nie dłużnik doprowadził do nienależytego wykonania umowy, tylko wierzyciel. Konsument nie może ponosić negatywnych skutków niezgodnego z prawem zachowania przedsiębiorcy. Gwarantem tego jest system prawa chroniący konsumenta przed nieuczciwymi zachowaniami przedsiębiorcy, zarówno na poziomie Konstytucji, ustawy Kodeks cywilny, ale także szeregu innych ustaw, a także przepisów wspólnotowych, w szczególności dyrektywy Rady 93/13/Ewg, która jest głównym elementem wywodów SN w niniejszej sprawie.
Niestety taktyka ta została odrzucona przez Sądy wszystkich instancji. Próba przyjęcia hipotezy o wyrażeniu zobowiązania w złotym polskim prowadzi do fiaska z uwagi na ogólnie przyjęty wymóg literalnego wyrażenia kwoty i waluty kredytu wyrażony w art.69 Prawa bankowego.
Można próbować przyjąć hipotezę o opóźnionym określeniu wartości, podobnie jak to robi umowa sprzedaży mająca podobną konstrukcję gramatyczną mówiąc o zapłacie ceny (art.535 Kodeksu cywilnego). Umowa kredytu mówi o kwocie środków pieniężnych, czyniąc ją równie nieprecyzyjną, co umowa sprzedaży mówiąc o cenie. Należy jednak zauważyć, że ustawodawca nie wyposażył umowy kredytu w mechanizm podobny do art.536, literalnie mówiący, że cenę można określić przez wskazanie podstaw do jej ustalenia.
Można jednak odnieść wrażenie, że zrobił to wraz w ustawą antyspreadową jednak ta pozostaje poza obszarem naszych rozważań nie mając żadnego wpływu na ocenę zgodności z prawem umów sprzed 2011 roku. Podtrzymując jednak tę myśl, należy się zastanowić nad celem uzupełniania art.69 ust.1 przez ust.2 uszczegóławiający umowę kredytu. Czy jest to lista cech obowiązkowych? Czy jednak przykładowa lista pomagające lepiej odczytać ust.1? Odczytując ust.2 nie sposób nie zauważyć jego niezobowiązującego zalecenia aby umowa kredytu została zawarta w formie pisemnej. Ustawodawca zastosował określenie "powinna być" zamiast dobitnego "musi być". Jest to przesłanka prowadząca do zrozumienia intencji ustawodawcy stojącej za zapisami ust.2. Przesłanka ta jednak może być słaba, ponieważ Prawo bankowe wiele razy stosuje określenie "powinno być" w kontekście obowiązku a nie sugestii.
Przyjmując natomiast zgodne z językiem prawnym znaczenie zastosowanego przez ustawodawcę w ust.2 określenia "w szczególności", jako podanie przykładowych ale nie wymaganych cech umowy kredytu, należy przyjąć, że jest to element opcjonalny. Stawiam hipotezę, gorąco wspieraną przez kolegę Tomasza Nowaka, że umowa kredytu może wyrazić kwotę kredytu w sposób podobny do umowy sprzedaży.
Pomimo, że wydaje się to techniką dopuszczalną, nie ma to jednak wpływu na umowy w których literalnie wyrażono kwotę i walutę kredytu. Wprowadzając taki zapis do umowy strony wypełniły opcjonalne uprawnianie wyrażone art.69 ust.2 pkt.2), nie pozostawiając już miejsca na oznaczenie kwoty i waluty kredytu w terminie późniejszym. I tak się stało w omawianej sprawie - strony literalnie zapisały zobowiązanie banku jako kwotę 272.000 franków szwajcarskich (§1 ust.1), dodatkowo podając słowny zapis tej liczby co nie budzi wątpliwości, że chodzi o główne świadczenie banku.
Sąd Najwyższy wykonał niewątpliwie wielką pracę za sprawą SSN R.Trzaskowskiego, który jest niekwestionowanym ekspertem w zakresie klauzul niedozwolonych. Ten obszar został omówiony przez SN w sposób ponad przeciętnie poprawny w prawie całej rozciągłości, niestety zawierając pewne dywagacje. Jednak już pozostałe aspekty związane z prawem zobowiązań, naturą kredytu, pożyczką a nawet nazywaniem klauzul przeliczeniowych pozostawia wiele do życzenia, a nawet oznacza kompromitację autorów.
W oczy rzuca się przyjęcie przez SN błędnego rozpoznania umowy jako art.720. Niestety SN nie dokonał prawidłowej wykładni umowy, co niewątpliwie doprowadziłoby do art.69. Nie zmieniłoby to co prawda wyroku, jednak rozważania stałyby się prawidłowe. W aktualnym zapisie są miejscami dla cywilisty rozumiejącego przepisy o pieniądzu i stosunkach dłużnych co najmniej zabawne.
W przypadku umowy pożyczki art.720 nie można mówić o zmianie waluty płatności, ponieważ umowa pożyczki, obligując bank do przekazania na własność przedmiotu pożyczki, nie umożliwia takiej przeprowadzenia operacji. Nie zauważanie tego niuansu, jest niestety obrazem świadomości doktryny prawniczej na temat stosunków dłużnych z zakresu pożyczki i kredytu bankowego. Tutaj należy zastanowić się dlaczego niekwestionowany ekspert w zakresie Prawa bankowego, SSN M.Bączyk - autor wyśmienitej wykładni umowy kredytu z 1999 (trzy fazy kredytu) oraz świadek prac nad Prawem bankowym z okresu II etapu reformy gospodarczej (1985-), nie zauważył tego aspektu sporu. Nie znajduję odpowiedzi na ten problem.
Zupełnie niezrozumiałe jest przyznanie przez SN racji wywodom SA jakoby klauzule przeliczeniowe miały charakter waloryzacyjny czy też indeksacyjny. Jest to dowód na kompletną ignorancję SN w zakresie waloryzacji, której jedyną ekonomiczno-społeczną funkcją jest utrzymanie wartości zobowiązania pieniężnego. Doprawdy trudno dopuścić myśl, że strony próbują utrzymać wartość zobowiązania wyrażonego w walucie obcej poprzez "waloryzację" ceną pieniądza polskiego. Waloryzacja zresztą może być dokonana tylko i wyłącznie innym niż pieniądz miernikiem wartości i w żadnym wypadku nie wystarczy tutaj powiedzieć, że jest to inny niż pieniądz umowy. Niestety w wyniku manipulacji przedstawicieli doktryny prawniczej opinia taka weszła do obiegowego użycia, będąc jednak opinią niezgodną z wykładnią prawa.
Tego typu dywagacje są nieodpowiedzialnym powielaniem błędów popełnionych w przeszłości, a także dosyć frywolnych wywodów A.Brzozowskiego, umieszonych w podręczniku Zobowiązania (1994). Zmiana waluty zobowiązania, czy też "twórcze" wyrażenie zobowiązania w innej walucie, która nie jest pieniądzem, w żadnej mierze nie jest waloryzacją. Tutaj SN wykazał się niestety ignorancją podstaw prawa a także zasad ekonomii. Dla porządku zaznaczę, że jedynym powodem dla którego utrzymanie wartości ekonomicznej zobowiązania było możliwe poprzez płatność w walucie alternatywnej było powszechne odnoszenie wartości walut do złota (tzw. parytet), występujące przez II wojną światową. Ten element systemu monetarnego zakończył się ostatecznie w 1972, wraz z odejściem od parytetu złota przez U.S.A. Od tej pory rynek walutowy jest rynkiem czysto spekulacyjnym, a zmiana waluty zobowiązania nie prowadzi do utrzymania wartości zobowiązania tylko jest narzędziem spekulacji. Tego SN nie może ignorować, bo to nie przystoi ani prawnikom, ani po prostu komukolwiek, będącego osobą świadomą w jakimkolwiek stopniu zmian występujących w świecie w ostatnich stu latach.
SN brnąc w dywagacje na temat klauzul waloryzacyjnych bronił twierdzeń SA, w zakresie zgodności uowy z art.353, czyli definicją świadczenia. Szkoda, że SN nie dokonał prawidłowej wykładni tego przepisu w kontekście umowy. To co zrobił w zakresie art.720 było błędne. Nie popełniłby tej prawniczej gafy, zauważając, że ma do czynienia z art.69.
Należy podkreślić, że SN dokonując wykładni umowy jako pożyczki art.720 popadł w kolejny poważny błąd. Umowa pożyczki polega na przeniesieniu własności środków pieniężnych. Skoro strony umówiły się na przeniesienie własności sumy wyrażonej w złotym polskim, to to jest zobowiązanie banku. Skoro jednak SA ustalił, że przedmiotem zobowiązania wynikającego z umowy jest suma pieniężna wyrażona we frankach szwajcarskich, nie da się odeprzeć zarzutu, naruszenia przez Sąd Apelacyjny art. 353 k.c. Bo skoro zobowiązaniem banku jest przeniesienie na własność biorącego pożyczkę określonej ilości pieniędzy szwajcarskich, to nie można tego zobowiązania świadczyć poprzez przekazanie na własność pieniędzy polskich. Wnioskowanie takie jest zarówno nielogiczne jak i przeczy ustawie oraz zasadom prawa.
Tutaj SN dał niestety wiarę kompletnie chaotycznym wywodom SA ignorując wywody SO, który dokonał prawidłowej wykładni umowy, klasyfikując ją jako umowę kredytu. Umowa kredytu umożliwia zmianę waluty, ponieważ zobowiązanie banku sprowadza się do oddania do dyspozycji środków pieniężnych. Umowa literalnie to wyraża, precyzując, że "oddanie do dyspozycji" zostanie zrealizowane poprzez kontro kredytowe. Doprawdy nie rozumiem dlaczego SN tak zdawkowo potraktował tę sprawę. Zaznaczę, że dokonując prawidłowej wykładni umowy doprowadził by do identycznych wniosków nie doprowadzając jednak do ignorowania podstaw prawa.
Sąd popierając tezę o walutowości zobowiązania banku odniósł się do stawki LIBOR, dodając jednak już od siebie, że chodzi o LIBOR 3M. Umowa tego jednak nie precyzuje, tak więc SN nie powinien podawać symbolu uznanego za standardowy w międzynarodowej bankowości. Prawdę mówiąc SN powinien pominąć ten aspekt milczeniem, ponieważ klauzule precyzujące zastosowanie stawki LIBOR także są postanowieniem niedozwolonym na tej samej podstawie do odnoszenie to tabel kursowych banku. Umowa podaje, że LIBOR jest ogłaszany przez PBK SA, chociaż wszyscy wiedzą że jedynym miarodajnym i obiektywnym źródłem są notowania instytucji zagranicznych zajmujących się administracją tym wskaźnikiem. Nie potrafię powiedzieć, czy SN powinien zająć się oceną abuzywności podstawy oprocentowania z urzędu. Mam wrażenie, że tak, aczkolwiek mogą tutaj wchodzić jakieś procedury Kodeksu postępowania cywilnego. Na pewno powinien to podnieść pełnomocnik małżeństwa Ż. jako jeden z elementów wykazujących nieważność umowy.
Prawnicy przechodzą nad pewnymi kwestiami do porządku dziennego nie poddając ich weryfikacji krytycznej. Niestety tak się dzieje z rzekomym prawem banku do stania ponad zasadą walutowości. O ile można to wybaczyć prawnikom banków, którzy zakładają że reprezentują nietykalną kastę, o tyle nie można tego wybaczyć ani pełnomocnikom kredytobiorców ani też Sędziom sądów powszechnych włączając Sąd Najwyższy.
Prawo dewizowe dotyczy obrotu dewizowego, który jest zdefiniowany m.in. jako prowadzenie rozliczeń dewizowych. Banki mają do tego prawo bez dodatkowych zezwoleń, czego wyraz znajduje się w Prawie dewizowym. Aby jednak wejść w zakres Prawa dewizowego, umowy muszą doprowadzać do obrotu dewizowego t.j. rozliczeń w walutach obcych pomiędzy stronami umowy. Omawiana umowa do takiego obrotu nie doprowadzała, ponieważ konto kredytowe na które wpływały środki dewizowe było własnością banku, a jedyne rozliczenia z małżeństwem Ż. były realizowane w złotym polskim. Z uwagi na brak obrotu dewizowego, a także brak jakiejkolwiek możliwości do jego doprowadzenia, umowa łamie art.358 Kodeksu cywilnego (w brzmieniu z dnia zawarcia umowy) wyrażający tzw. zasadę walutowości.
Ciekawostką jest, że omawiana umowa umożliwia doprowadzenie do obrotu dewizowego dopiero po eliminacji klauzul abuzywnych, jednak nie można tego argumentu użyć jako podstawy do wejścia w zakres Prawa dewizowego. Przedstawiam go jednak jako ciekawostkę, która szalony prawnik banku typu "kamikadze" mógłby próbować przedstawiać w sądzie.
Niewątpliwie Sąd dokonał zabiegów z zakresu wykładni rozszerzającej aby utrzymać umowę w mocy. Czy miał do tego prawo? Należy podkreślić że w normalnej sytuacji, tj. dla umów zawartych po 2004 r. nie. Inaczej jest jednak w niniejszej sprawie z 2001 r.
SN umotywował swoją decyzję w nieco "kreatywny" sposób, w wyroku, zauważając, że dyrektywa 93/13/Ewg nie zmierza do unieważnienie umów, tylko do ich utrzymania o ile jest to w interesie klienta. Jest to prawda połowiczna, o czym w dalszej części opisu. Pozostając jednak w kontekście tego wątku, zaznaczę, że oczywiście w kwestii długu denominowanego w walucie obcej w sytuacji zwyżki jej wartości, w interesie dłużnika może być unieważnienie umowy. Taki interes w niniejszej umowie wyraził pełnomocnik małżeństwa Ż.
Po eliminacji klauzuli przeliczeniowej, SN stanął przed problemem rozwiązaniem problemu luki w prawie, ponieważ w latach obowiązywania umowy t.j. 2001-2005 nie było przepisów na poziomie Kodeksu cywilnego umożliwiających przeliczanie długu wyrażonego w pieniądzu obcym na złoty polski. Jak wcześniej zauważyłem, przepis taki jest niezbędny aby móc zaliczyć wpłaty kredytobiorców realizowane w ramach spłaty długu w latach 2001-2003. Zastanawiając się nad tym co zrobił sąd sięgając zarówno do innych części umowy jak i do egzotycznych przepisów prawa, pozornie niezwiązanych z wykonywaną umową, odnalazłem rozważania J.Wróblewskiego na temat interpretatio extensiva - wykładni rozszerzającej, gdzie autor zauważa, że:
To jedno zdanie tłumaczy postępowanie SN. Sąd zobligowany był do zastosowania wykładni rozszerzającej, której jedną z technik jest wykładnia przez analogię. Posługując się wykładnią rozszerzającą umowy wykonał dodatkowo ukłon w kierunku konsumenta, zezwalając na zastosowanie kursu kupna waluty z dnia zawarcia umowy w celu przeliczenia dokonanych świadczeń pieniężnych na walutę obcą. SSN R.Trzaskowski zastosował tutaj metody wykładni prawa do wprowadzenie w życie wytycznych dyrektywy 93/13/Ewg, poprzez nałożenie sankcji na bank, przy jednoczesnym utrzymaniu umowy. Musze zauważyć, że jest to bardzo sprytne zachowanie SSN, który zastosował przepisy prawa mijając się jednak z ich prawdziwym przeznaczeniem. O tym problemie będę jeszcze pisał.
SN dokonując powyższej wykładni zaznaczył, że przepisu umowy stosujący kurs kupna waluty jest także abuzywny, jednak można go zastosować, ponieważ konsument ma prawo zaakceptować klauzulę niedozwoloną o ile jest to jego interesie. W tym miejscu widać także kunszt pełnomocnika małżeństwa Ż. który pozostawił w umowie ten zapis, pomimo że intuicja podpowiadała aby zaatakować wszystkie abuzywne zapisy.
SN przekazując sprawę do SA wyraził opinię, że SA musi dokonać wyboru pomiędzy przeliczeniem wpłat z zastosowaniem kursu średniego NBP lub też kursu kupna z dnia wykorzystania kredytu, wybierając ten który będzie bardziej korzystny dla konsumenta.
SN zaznaczył, że dyrektywa 93/13/Ewg nie chroni wszystkich umów, ale tylko te zawarte po dacie przyłączenia Polski do EU. Jest to ważny argument, jednak 99% naszych umów zostało zawartych w latach 2005-2008, tak więc należy pamiętać, że wywody w tym zakresie nie dotyczą znakomitej większości z nas.
Wywody SN pokazały także, że literalny zapis umowy nie ma znaczenia a strony powinny dokonać jej wykładni na podstawie art.65 Kodeksu cywilnego.
SN wyraził interesujące opinie w ramach księgi zobowiązań:
A także w zakresie wykładni prawa:
Należy jednak podkreślić z całą stanowczością, że dyrektywa 93/13/Ewg jest jednym z podstawowych przepisów EU, której jednym z filarów założycielskich jest ochrona konsumenta. Utrzymanie lub zerwanie umowy powinno więc wynikać tylko i wyłącznie z interesu konsumenta. SN niestety nie uwzględnił interesu konsumenta w swoim wyroku, pomimo że pełnomocnik konsumenta jasno wyraził, że celem procesu jest unieważnienie umowy. Dlaczego SN pomino jasnego celu konsumenta dokonał próby uzupełnienia orzecznictwa TSUE w celu utrzymania umowy? Nie potrafię powiedzieć.
Należy tutaj zaznaczyć, że SN w sposób bardzo świadomy przytacza kontrargumenty dla swoich dywagacji, tak jakby chciał zrzucić ze swego sumienia odpowiedzialność za ich użycie. Znam tego typu narrację z prac W.Czachórskiego; widocznie prawnicy już tak mają. Przywołując wyrok TSUE w sprawie C-26/13, szczególnie zdanie 83, SN odrzuca jednak swoje dywagacje, podkreślając że nadrzędnym celem postanowień dyrektywy 93/13/Ewg jest ochrona konsumenta oraz ukaranie nieuczciwego przedsiębiorcy.
Czytając wywody SN miałem miejscami wrażenie, że odwołuje się on do beletrystyki w wykonaniu M.Romanowskiego zawartej w rozrywkowej publikacji "Życie umowy...", jednak nie odnalazłem w tej operetkowej publikacji podobnych argumentów. Muszę jednak powiedzieć, że ponowny rzut oka w wywody M.Romanowskiego, wykazał absolutną różnicę klas pomiędzy biznesmenem, menedżerem i prawnikiem, a SSN. Pomimo pewnych dywagacji i uciekaniu od najważniejszych odpowiedzi, SSN R.Trzaskowski utrzymuje wysoki poziom merytoryczny i moralny swoich wywodów, co pozwala nam ufać, że SN będzie wydawał wyroki zgodne z prawem, czego do tej pory nam odrobinę brakowało w obszarze spraw związanych z kredytami odnoszonymi do walut obcych.
Należy zauważyć, że pomimo świetnego przedstawienie teorii klauzul niedozwolonych, podpartej bogatym orzecznictwem TUSE, SN nie wyciągnął z urzędu konsekwencji niedozwolonej klauzuli zmiany oprocentowania, które było oparte na ustalanym przez bank LIBOR, co więcej SN dookreślił sobie jako by chodziło o LIBOR 3M, pomimo, że symbol taki nie znajduje się w umowie.
Należy także zauważyć, że SN cytując art.6 ust.1 dyrektywy 93/13/Ewg bezrefleksyjnie zacytował polskie tłumaczenie. Jest to jak już doskonale wiemy niezgodne z zasadami wykładni prawa. Pomimo zgodności swoich wywodów z wykładnią przepisu, SN powinien z powodów edukacyjnych poruszyć problem tłumaczenia przepisu, ponieważ niestety kreatywni prawnicy drugiej strony często bazują na polskiej wersji w celu wprowadzenie zamętu argumentacyjnego. Aby postawić temu tamę, SN powinien przywołać oficjalne wersje językowe przepisu i dokonać ich wykładni. Polskie tłumaczenie, jako wynik pracy anonimowego tłumacza, nie jest źródłem prawa. Jest dokumentem czysto informacyjnym.
Dodatkowo SN dokonał dosyć ważnej interpretacji zasad współpracy z TSUE w ramach zadawania pytań prejudycalnych. Zaznaczę, że polskie sądy dosyć rzadko korzystają z tej możliwości. W niniejszej sprawie pytanie nie zostało skierowana z uwagi na zawarcie umowy przed datą przystąpienia Polski do EU. Czy taka interpretacja współpracy polskiego Sądu z sądownictwem EU jest to zgodne ze stanem faktycznym? Nie potrafię powiedzieć.
SN powtórzył błędy znajdujące się w pozwie oraz w rozważaniach SA. Należy do nich zaliczyć:
2004 - zaprzestanie obsługi długu
2005 - rozwiązanie umowy
2006 - wystawienie BTE
2006 - postępowanie egzekucyjne na sumę 400.000 zł
2011 - postępowanie egzekucyjne na sumę 1.200.000 zł
2012 - zaskarżenie BTE do Sądu Okręgowego
2014 - oddalenie BTE przez Sąd Okręgowy sygn.akt. I C 201/12
2014 - złożenie Apelacji przez bank
2016 - rozprawa apelacyjna w której małżeństwo Ż. przegrywa
2016 - złożenie kasacji w Sądzie Najwyższym
2017 - rozprawa SN. Sprawa skierowana ponownie do SA.
wersja 2 - dodane: Hipoteza: umowa pożyczki walutowej, Hipoteza: umowa pożyczki złotowej, Nieważna umowa pożyczki
Spis rzeczy
Wstęp | Teatr sporu sądowego | Polska rodzina | Polskie realia | Polski interes | Polska bankowość | Pożyczka wyrażona w CHF, nominowana w PLN | Protoplasta umowy denominowanej | Umowa denominowana to nie umowa złotowa | Pożyczka czy jednak kredyt? | Hipoteza: umowa pożyczki walutowej | Hipoteza: umowa pożyczki złotowej | Wniosek: nieważna umowa pożyczki | Wada prawna umowy | Zaniedbania banku | Roszczenia banku są przedawnione | Roszczenie banku nie jest przedawnione | Unieważnienie złotowej umowy kredytowej | Wątpliwości SN | Konkluzja Sądu Najwyższego | Rozwój wiedzy | Naginanie prawa | Psucie prawa | Stan umowy | Konkluzja |
Wstęp
Jest to niezwykle ciekawy przypadek stawiający tamę interpretatorom prawa, którzy z powodów pragmatycznych i wygody procesowej, a także odrobiny lenistwa intelektualnego (a jest ich cała plejada), starają się wbić umowy denominowane w model waloryzacji. Robiąc to nie zauważają że Sądy już potrafią dostrzec mechanizmy wyrażenia zobowiązań, faz umowy kredytu, funkcji klauzul walutowych itd. Mam wrażenie, że nastąpiła stagnacja wiedzy adwokatów, którzy osiągając pewien pragmatyczny poziom, osiedli na laurach.Robiąc tak, zapomnieli jednak, że z ich wywodami muszą zmierzyć się Sędziowie, który są tak samo inteligentnymi i sumiennymi prawnikami i jako tacy muszą zrozumieć przesłanki i wnioski stron sporu.
Po stronie prawników bankowych powoli, z uwagi na znaczną ilość spraw, odchodzą nadworni propagandyści, a ich hermetyczna myśl jest uzupełniona przez pluralizm pełnomocników zatrudnionych na wolnym rynku przez muszące obsłużyć ogromną ilośc pozwów sektor bankowy. A to także nie są ludzie głupi.
Widząc niestety niekiedy słabą argumentację pełnomocników kredytobiorców, odwołują się do prawdy, co prowadzi ich do wygranej.
Doprawdy jest to niezwykle interesująca sytuacja. Rozwój wiedzy przesunął się z katedr prawa, które gnuśnieją bojąc się wystawić swoje przestraszone nosy, na pole walki, gdzie tytani prawa stosowanego mierzą siłę swoich argumentów i możliwości prawidłowego odczytania prawa na prawdziwej sali sądowej. Jest mi bardzo miło to obserwować, ponieważ właśnie o taki układ postulowałem dwa lata temu ogłaszając "Powszechną Kuźnię Wiedzy i Najlepszych Praktyk". Inicjatywa oczywiście nie doszła do skutku, ponieważ prawnicy nie są w stanie ze sobą współpracować inaczej niż ścierając się na sali sądowej. Tego elementu socjologicznego nie przewidziałem, ale aktualnie obserwowany skutek jest ten sam.
Obserwujemy rozwój wiedzy będący wynikiem ścierania się poglądów coraz mądrzejszych prawników pod okiem coraz mądrzejszych Sędziów.
Eleganckim jest także, że do tych sporów nie wtrącają się politycy, którzy siłą rzeczy nic a nic z tego wszystkiego nie rozumieją. I dobrze, że się wycofali, bo już raz pomogli w ramach kryzysu 2008 roku - niech Pan Bóg im to wybaczy. Więcej z ich działalności złego niż dobrego. Chylę czoła przed Panem Prezydentem, który miał odwagę wycofać się z pochopnie złożonych obietnic. Czasem aby zachować się jak mąż stanu należy nastawić się na wygwizdanie. Kto nie wierzy niech przeczyta trochę o W.Churchil, który był pomiatany, wygwizdywany i za każdym wracał, stając się coraz silniejszym. Polityka to trudna profesja, której my zjadacze chleba możemy nie zrozumieć. Ufam, że opis niniejszej sprawy pozwoli czytelnikowi zrozumieć, dlaczego Rząd Rzeczypospolitej nie może obsłużyć kryzysu kredytowego poprzez uchwalenie jednej uniwersalnej ustawy.
Teatr sporu sądowego
Wyrok Sądu Najwyższego o sygnaturze II CSK 803/16 jest niezmiernie dobitnym przykładem na generalną poprawność organizacji sytemu sądownictwa w Polsce - opartego modelu skargowym, zasadzie kontradyktoryjności oraz systemie odwoławczym. Wyrok, a także cała sprawa dotycząca umowy z 2001 roku pokazuje także swoiste cechy charakterologiczne uczestników sporu - banku, powoda, adwokatów, sędziów, a także biegłych sądowych. Pokazuje także, że tylko dialog, prawdziwy dialog - bazujący na wsłuchiwaniu się w argumenty i wywody stron - prowadzonych pomiędzy uczestnikami tego swoistego spektaklu może prowadzić do wygranej.Pozwolę sobie jako amator zauważyć, że wszyscy profesjonalni uczestnicy sporów sądowych odpowiadają za rozwój systemu prawa, w szczególności w sytuacji gdy teoretycy zasiadający na katedrach prawa pogubili się w ostatnich dekadach w pojmowaniu swojej roli w społeczeństwie. Tego typu precedensowe sprawy muszą być prowadzone z największą starannością na wszystkich płaszczyznach.
Sprawa ta dobitnie pokazuje, że nie można się ślepo powoływać na wyroki Sądów w całej rozciągłości ich wywodów - nawet jeżeli są to wyroki Sądu Najwyższego. Każdy wyrok ma swoją specyficzną wartość bezpośrednio wynikającą z natury sprawy, kompetencji Sądu oraz obszaru na którym skoncentrował się Sąd w swojej głównej analizie. Dlatego wszelkie wyroki Sądów należy odczytywać krytycznie, starając się zrozumieć tok wnioskowania Sądu, nie obawiając się odrzucenia stawianych w nich tez o ile nie są zgodne z zasadami prawa, logiki, czy też stanu faktycznego. Tego typu analizami zajmują się profesjonalni glosatorzy, a ostatnimi czasy także dziennikarze oraz amatorzy prawa, jak np. autor niniejszego tekstu. Ważne jest jednak aby każdy, także glosator, dziennikarz oraz amator zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji i dokonując oceny cudzej pracy pamiętali o możliwym wpływie tej oceny na opinię publiczną a także pracę profesjonalnych prawników. Pisząc niniejszy tekst dołożyłem wszelkiej staranności aby przedstawić możliwie kompletny, w ramach mojej percepcji, obraz sporu.
Polska rodzina
Pisząc tekst zacząłem rysować standardową sytuację przedstawiającą umęczoną rodzinę z Pomorza, która została uwikłana przez chciwych bankierów, a następnie drapieżnych komorników w życiową tragedię. Miało się zacząć tak:Omawiana sprawa rozpoczęła się w 2001 r. gdy małżeństwo z Pomorza udało się do banku po wsparcie w zakresie finansowania jakiegoś rodzinnego przedsięwzięcia; biorąc pod uwagę kwotę pożyczki był to zapewne cel mieszkaniowy.....
Polskie realia
Patrząc jednak w liczby zdałem sobie sprawę, że nie mówimy o zwykłej rodzinie, tylko osobach co najmniej majętnych. Nie stanowi to oczywiście żadnego zarzutu, a nawet powinno być powodem do naśladowania, jednak nie jest normalne gdy ktoś zadłuża się w 2001 roku na 650.000 złotych (272.000 CHF * 2.4 zł/CHF), co oznacza 325 średnich krajowych. Nie jest także normalne gdy ktoś zaciąga taki dług na okres 84 miesięcy, czyli 7 lat stosując schemat rat malejących przy oprocentowaniu 8% (LIBOR 3M 3.19% + 4.81% marża), ponieważ daje to 7800 zł kapitału oraz 4333 zł odsetek, czyli 12133 zł miesięcznej spłąty, co jest sumą sporą także dla majętnych Polaków, oraz astronomiczną dla zwykłego Kowalskiego mającego 2000-4000 zł miesięcznie w 2001 roku. Dla zwykłej rodziny jest to suma niemożliwa do akceptacji, stanowić wielokrotność miesięcznych przychodów. Miesięczna rata wynosząca 12.000 złotych to coś pomiędzy pół rokiem o kwartałem pracy normalnego zjadacza chleba. Pamiętajmy, że sprawa dotyczy sytuacji z 2001 roku.Osoby zaciągające dług nie były więc zwykłymi ludźmi. Liczby te pozwalają mi postawić tezę, że dłużnikami byli ludzie zamożni o stałym dochodzie i szanowanej pozycji w społeczeństwie. Bo kto w 2001 roku miał zdolność kredytową pozwalającą na spłatę zadłużenia miesięcznie w wysokości 12.000 zł?
Bank biorąc na swoje barki tak wielką wierzytelność musiał mieć pewność, że dłużnik jest w stanie spłacać tak znaczące zobowiązanie, albo też dłużnicy byli znajomymi kogoś z banku, kto zezwalając na taką umowę przystąpił do jakiegoś bliżej nieznanego średnioterminowego "prywatnego" interesu. Zaznaczę, że omawiana sprawa dotyczy, jak ją nazwał bank - umowy pożyczki udzielonej konsumentowi.
Próbując odpowiedzieć na to pytanie wykonałem odrobinę pracy, normalnie przynależnej dziennikarstwu śledczemu, i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu dowiedziałem się, że przedmiotem zabezpieczenia pożyczki jest grunt wraz z zabytkową kamienicą - dawnym ratuszem gminnym w Szczecinie. Budynek przepiękny będący nie tylko własnością Skarbu Państwa, ale także w 1996 r. wpisanym do rejestru zabytków. Jak to się stało, że nieruchomość taka mogła zostać przyjęta przez bank jako zabezpieczenie hipoteczne? Trudno powiedzieć.
Polski interes
Mogę przypuszczać, że podjęta operacja finansowa przez małżeństwo Ż. miała na celu osiągnięcie jakiegoś szybkiego i przynoszącego znaczny zysk celu, który jednak w ciągu 3 lat nie doszedł do skutku. Dodatkowo w umowie zawarta była klauzula, że w przypadku nie korzystania z usług tzw. Private Banking, marża wzrośnie o 5%. Wciągu 3 lat obsługa długu kosztowała małżeństwo Ż. około 390.000 złotych przy miesięcznej racie na poziomie pomiędzy 10 a 12 tysięcy złotych. Możliwe, że nawet więcej jeżeli nie wywiązali się z obowiązku spotkań z doradcą i zapewne z korzystania usług banku do pewnego ustalonego limitu.Prawdopodobnie poświęciwszy wszystkie uzyskane środki najprawdopodobniej nie osiągając jednak oczekiwanego zysku z planowanej inwestycji, małżeństwo Ż. uznało, że sprawa jest przegrana i w tej sytuacji pozostaje już tylko czekać na wyroki sądów oraz działania komornicze. Gra mogła okazać się warta ryzyka, z wagi na fakt że potencjalna utrata nieruchomości w Szczecinie mogła nie stanowić znacznego uszczerbku dla małżeństwa Ż., z uwagi na i tak co najmniej tajemnicze nabycie do niej praw w 1991 roku. Czym innym jest jednak egzekucja z całego majątku, ale ten wątek nie został w dokumentach przedstawiony. Możliwe więc, że małżeństwo aktualnie gra Va Banque w pełni ufając strategi procesowej pełnomocnika. Są już ludźmi aktualnie w sile wieku. Jeżeli postąpili umiejętnie to potencjalny dług nie przejdzie na członków rodziny i może nawet udało im się zabezpieczyć inny posiadany majątek.
Polska bankowość
Z drugiej strony, po stronie banku PBK S.A. który zawarł tę nowatorską umowę, mógł działać pracownik, będącym uwikłanym w operację finansową małżeństwa Ż., który korzystając z zamieszania związanego z przejęciem banku przez BPH S.A. do którego doszło z końcem 2001 roku, mógł z premedytacją zawrzeć tak ryzykowną, także dla banku, umowę. Dla porządku zaznaczę, że PBK S.A. była to stosunkowo młoda organizacja powołana przez przygotowującą się do finalnego etapu II etapu reformy gospodarczej ekipę PRL, która na rok przed tzw. "przełomem okrągłego stołu" wydzieliła z Narodowego Banku Polskiego 9 banków komercyjnych. W okresie po podziale NBP, bankierzy przekonani byli, i zresztą w dalszym ciągu są, o swojej przewodniej roli w Narodzie oraz statusie nietykalnej elity. Prowadziło to do wielu nieprawidłowości w zarządzaniu bankami, co zostało nawet odnotowane przez literaturę fachową. Koreluje to także z naszymi doświadczeniami jako osób uwikłanych w spekulacyjne produkty bankowe przygotowane przez aroganckich bankierów korzystających z usług prawników będących dyletantami z zakresu zarówno prawa zobowiązań, prawa bankowego, przepisów o działalności gospodarczej jak i podstaw prawoznawstwa.Pożyczka wyrażona w CHF, nominowana w PLN
Fenomenalną sprawą dla konesera zagadnień prawnych kryzysu kredytowego lat 2005-2008 jest nazwa umowy, która musi zaskoczyć chyba wszystkich. Bank PBK S.A., będąc niewątpliwie w awangardzie rozwoju produktów bankowych, przedstawił klientowi do podpisu umowę "pożyczki uniwersalnej" zdefiniowanej jako:pożyczka we frankach szwajcarskich, nominowana w złotych polskich
Dokonywałem już wykładni słowa "denominowany" (Waloryzowany kredyt hipoteczny, 2015), ale nie miałem okazji zrobić tego ze słowem "nominowany". Zrobię to w formie skrótowej, zaczynając od słownika języka polskiego (Doroszewski, 1958-1969), który informuje że "nominowanie" to forma rzeczownikowa słowa "nominować". Słownik Doroszewskiego mówi o powołaniu na stanowisko, zaznaczając, że jest to forma przestarzała, podaje jednak także drugą formę pochodzącą od łacińskiego "nomino" tzn. mianuję, nazywam. Słownik PWN rozszerza jednak tę definicję o zgodne z intuicją "zgłoszenie czyjejś kandydatury do nagrody lub do pełnienia jakiejś funkcji", a także zaskakujące "nadawanie nazw przedmiotom, czynnościom, zjawiskom itp.", rozwijając kreatywnie formę pochodzącą od "nomino". Staram się znaleźć jakąkolwiek formę, także w przykładach PWN i nie jestem w stanie. Mam w głowie tylko: "nomino Padre", ale tutaj chodzi o mianowanie na stanowisko. W literaturze fachowej natrafiłem na stosowanie sformułowani "pożyczka nominowana w ...". Przykład taki znajduje się w "Podstawach bankowości" teoretyka polskiej bankowości Z.Dobosiewicza, którego należy uznać za kreatywnego literacko praktyka bankowości. W jego książkach, do których udało mi się dotrzeć, znajduje się tak wiele naiwnie ważnych informacji, że nie można tych pozycji odrzucać. Ale czy powinny stać się one kanonem wiedzy bankowej? Moim zdaniem nie. A jednak się stały, ze szkodą dla tego sektora polskiej gospodarki. Dalszy przegląd materiałów specjalistycznych pozwala dostrzec nieprawdopodobną rzecz: w raportach NBP o stabilności sektora bankowego z lat 2000-2006 stosowane jest słowo "denominowany", aby w latach 2007-2011 być zamienionym na "nominowany". Czyżby był to wpływ praktyki bankowej, która wprowadziła na rynek hybrydę kredytową o nazwie "kredyt denominowany"? Trudno jednoznacznie powiedzieć, ale fakty na to wskazują.
Tak czy inaczej już w 2001 roku wygląda na to że produktowcy PBK SA wymyślili, że nie będą stosować (wbrew bankowcom z NBP) nazwy "denominowany" tylko "nominowany". Zapewne bali się używać słowa "denominacja" które kojarzyło się z utratą wartości a i podobało im się że "nadając" pieniądzowi "nominał" de facto się go "nominuje". Nijak to jednak się miało do znaczenia tego słowa w języku polskim.
Warto tutaj jeszcze spytać niezastąpionego google co na ten temat myśli. Szukając w tej bazie wiedzy uzyskałem następujące ilości znalezionych stron: (1) "nominowana w złotych" - 539 stron, (2) "denominowana w złotych" - 1040 stron. Język jest żywy i nie powinienem odrzucać słowotwórczych konstrukcji, jednak zachęcam do stosowania poprawnej formy nazewniczej aby wyrazić wyrażenie czegoś wartościowego, pieniądza, papieru wartościowego, długu w danej walucie, przy pomocy formy ogólnie przyjętej (także w języku angielskim) - "denominowany w" np. złotych czy dolarze kanadyjskim.
Protoplasta umowy denominowanej
Prezentowaną umowę należy uznać za protoplastę umowy denominowanej w walucie obcej. W omawianej umowie mamy wszelkie cechy znanych nam "nowoczesnych" umów denominowanych włącznie z ubezpieczeniem (zapewne budynku będącego zabezpieczeniem) oraz ubezpieczeniem na życie; brakuje tylko niskiego wkładu własnego.Bank definiując umowę wyraża swoją intencję w sposób niezwykle precyzyjny, podając że udziela pożyczki w kwocie 272.000 franków szwajcarskich denominowanej w złotych polskich. Mamy więc tutaj podaną walutę zobowiązania banku, który to element jest essentiala negotti umowy kredytu art.69 Prawa bankowego, a także walutę wykonania umowy, co jak się dowiadujemy w trakcie spraw sądowych jest kwestią poboczną. Mamy także prowizję od wykorzystanej kwoty kredytu liczoną w CHF, a także hipotekę obciążoną sumą CHF. Harmonogram jest także oznaczony w CHF. A także są stosowane odsetki bazujące na stawce LIBOR 3M, rozumiem (choć nie jest to wskazane), że jest to LIBOR CHF 3M (UKOCHF3M), przynależny walucie o symbolu CHF, w/g systematyki międzynarodowego standardu ISO 4217. Doprawdy trudno w tej sytuacji twierdzić, że nie jest to umowa w CHF, tylko w PLN.
Prawnicy którzy uznają umowy denominowane za umowy złotowe, niestety przyczyniają się do regresu wiedzy na temat kryzysu kredytowego 2005-2008, próbując na siłę wrzucić wszystkie typy umów do jednej kategorii interpretacyjnej, ponieważ zapewne jest im tak łatwiej. Zaznaczę, że istnieje wywód wykazujący, że umowy są złotowe, a przynajmniej powinny być, wychodzący z realizacji celu umowy np. płatność na rzecz osoby trzeciej, jednak tego typu wywody sięgają niestety mocno poza horyzonty przedstawicieli prawa. Ufam, że tematem tym zajmą się teoretycy prawa gdy opadnie już kurz związany z aferą kredytową.
W traktowaniu umów denominowanych jako złotowych, chodzi głównie o wykładni umowy w celu procesowegozastosowania faktu wykorzystania środków pochodzących z kredytu w PLN. Ma to dowodzić, że jest to główne świadczenie stron, a co może prowadzić do unieważniania umowy w przypadku wykazania, że klauzula umowy związana z tym elementem jest abuzywna. Jest to niestety błąd.
Z uwagi na naleciałości oraz popularność tej linii argumentacyjnej, należy ją dodać do każdego pozwu, jednak tylko i wyłącznie z ostrożności procesowej. W niniejszej sprawie, Sądy wszystkich instancji, odrzuciły tę koncepcję.
Należy jednak zauważyć, że jedynie SSR przeprowadził poprawną logicznie argumentację wychodząc z art.69. SSA oraz SSN dywagując o pożyczce popełnili fundamentalne błędy na poziomie pojmowania zasady działania art.720. Szkoda, ża tak się stało szczególnie w kontekście pracy SN, ponieważ wyjątkowo interesująca, prawidłowa, uczciwa i ważna argumentacja związana z klauzulami niedozwolonymi została obarczona poważnymi błędami z zakresu podstaw księgi zobowiązań. Widać tutaj prym SSN R.Trzaskowskiego przy umniejszeniu wpływu pozostałych Sędziów. A szkoda.
Pożyczka czy jednak kredyt?
Wykładnia umowy jest zagadnieniem niebanalnym podobnie jak wykładania prawa i prawnicy doskonale o tym wiedzą, będąc świadomym konieczności powoływania się na art.65 Kodeksu cywilnego. Wiedział to także SSO, który pomimo zastosowanej nazwy "pożyczka", elegancko zakwalifikował umowę jako umowę kredytu art.69 Prawa bankowego. Oto co najprawdopoboniej pozwoliło SSO podjąć taką decyzję:- przedmiotem pożyczki jest kwota pieniężna (§1 ust.1),
- umowa stawia do dyspozycji pożyczkę na rachunku kredytowym (§2),
- prowizja jest pobrana z kwoty wypłaconej pożyczki (§3 ust.2),
- wykorzystanie pożyczki realizowane jest w ciężar rachunku kredytowego (§3 ust.2),
- pożyczka lub jej transza podlegająca wykorzystaniu będzie każdorazowo przeliczana na złote (§2 ust.4),
- w momencie wykorzystania pożyczki następuje jej przeliczenie na złote (§3 ust.4),
- pożyczka spłacona przedterminowo w części lub w całości nie podlega ponownemu wykorzystaniu (§3 ust.5),
- zabezpieczeniem jest hipoteka (§4 ust.1),
- oprocentowanie jest zmienne (§5).
Z cech umowy kredytu, nie ma na tej liście jedynie celu umowy, będącym ważnym elementem umowy kredytu, wymienionym bezpośrednio w art.69 ust.1. Nie ma także prowizji za niewykorzystaną kwotę kredytu (art.77 Pb), ta nie jest jednak obowiązkowa.
Kluczowym elementem jest jednak istnienie konta kredytowego, co moim zdaniem przeważa za oceną tego stosunku prawnego jako umowy kredytu art.69 Prawa bankowego, a nie pożyczki bankowej art.78 Prawa bankowego.
Oddanie do dyspozycji nie oznacza przeniesienia własności na rzecz drugiej strony, tylko umożliwienie jej dysponowania kwotą środków pieniężnych, poprzez pisemne wydawanie dyspozycji bankowi. Temat oddania do dyspozycji rozwinąłem bardzo szczegółowo w książce "Oddać do dyspozycji" (2017) do której zainteresowanego czytelnika odsyłam. Pożyczka bankowa (art.78) bazuje na art.720 Kodeksu cywilnego i polega na przekazaniu własności środków pieniężnych. Może się wydawać więc, że są to tożsame stosunki prawne. Niuansem jest jednak konieczność jednorazowego przekazaniu całej umówionej sumy w umowie pożyczki, gdy w przypadku umowy kredytu mówimy o kwocie, czyli górnym limicie podlegającym wykorzystaniu. W przypadku umowy kredytu wykorzystanie może zostać zrealizowane jako pożyczka lub też płatność na rzecz banku lub osoby trzeciej. Są to zauważalne w omawianej umowie niuanse powodujące że jest ona wyrazem umowy kredytu a nie pożyczki.
Znamiennym jest także pobieranie prowizji w momencie wykorzystania umowy. W pożyczce coś takiego nie występuje. Przy pożyczce art.78 można mówić o opłacie przygotowawczej, na podstawie art.110 Prawa bankowego, jednak w omawianej umowie literalnie zaznaczone jest, że bank pobiera prowizję od wykorzystanej pożyczki lub transzy, co jest opłatą przynależną tylko i wyłącznie umowie kredytowej.
Należy także zauważyć, że moment wykorzystania środków jest chwilą w której następuje zmiana waluty. Oznacza to, że wykorzystanie jest realizowane przy pomocy dyspozycji wykorzystania wydanej bankowi, który realizując ją, dokonuje dodatkowo operacji "kantorowej". Rozpatrując hipotezę pożyczki, trudno jest przyjąć, że bank zmienia walutę pieniędzy będących własnością małżeństwa Ż.
W omawianej sprawie nie sposób nie przyjąć, że bank pomimo że zastosował słowo "pożyczka" de facto udzielił kredytu. Muszę także powiedzieć, że autor wzorca umowy wykazał się, jak na rok 2001, znaczącą znajomością zasad działania umowy kredytu art.69 Prawa bankowego. Wielka szkoda, że jego praca nie została doceniona przez kolegów z innych banków, którzy ściągnęli co prawda ogólną technikę konstrukcji umowy, pozbawiając ją jednak prawniczych niuansów widocznych doskonale w omawianym wzorcu umowy.
Na marginesie zaznaczę, że z uwagi na brak celu umowy można tę umowę podważać, ponieważ jest to literalnie wymieniony kluczowy ("z przeznaczeniem na ustalony cel"), a brakujący element umowy kredytu - essentiala negotti.
Hipoteza: umowa pożyczki walutowej
Aby dokonać pełnej analizy, podejmując próbę zrozumienia wnioskowania Sądu, należy przyjąć, że umowa jest jednak pożyczką art.720 Kodeksu cywilnego.W umowie pożyczki pożyczkodawca zobowiązuje się przekazać na własność określoną ilość środków pieniężnych. Suma pożyczki musi być określona literalnie i jednoznacznie oraz przekazana na własność pożyczkobiorcy.
Przyjmując za fakt, że przedmiotem pożyczki jest suma pieniężna literalnie oznaczona w umowie (§1 ust.1), należy wymagać aby została ona przekazana na własność pożyczkobiorcy. Tak się w niniejszej umowie nie stało. Pomijając wewnętrzną sprawę banku t.j. umieszczenie środków pieniężnych na koncie kredytowym służącym do monitorowania poziomu zużycia pożyczki oraz jej spłaty (§2), należy zaznaczyć że umowa pożyczki nigdy nie doszła do skutku, ponieważ określona w umowie ilość pieniędzy nigdy nie została przekazana na własność pożyczkobiorcy.
Przyjmując hipotezę, że bank wykonał swoje zobowiązanie przekazania na własność środków pieniężnych, poprzez dokonanie przelewu na konto pożyczkobiorcy, należy wziąć pod uwagę bezsprzeczny fakt, że operacja ta zakończyła się przeliczeniem środków pieniężnych na złote polskie (§3 ust.4), które to dopiero zostały przekazane na własność pożyczkobiorcy. Sama oznaczona w umowie ilość środków pieniężnych, nie opuściła jednak majątku banku. Zaznaczę, że umowa pożyczki nie mówi o wartości ekonomicznej, tylko o określonej ilości środków pieniężnych, co eliminuje zastosowanie argumentu o wypłacie sumy w innej walucie, będącą równowartością ekonomiczną. Umowa pożyczki nie mówi o abstrakcyjnej wartości ekonomicznej (np. o cenie) tylko bardzo precyzyjnie o określonej ilości pieniędzy. Prowadzi to do wniosku, że bank nie wykonał skutecznie wymogu stawianego przez art.720 Kodeksu cywilnego, nie doprowadzając do przekazania na własność określonej ilości pieniędzy zagranicznych.
Przy okazji należy tutaj zaznaczyć, że bank złamał także zasadę walutowości (art.358 §1), poprzez brak doprowadzenia lub chociażby możliwości doprowadzenia do obrotu dewizowego z uwagi na brak rozliczeń lub możliwości rozliczeń w walucie obcej między rezydentami. Samo rozliczenie, dla porządku zaznaczę, jest rozumiane jako operacja polegająca na dokonywaniu zmian w stanie środków pieniężnych na rachunku bankowym na zlecenie klienta lub w wyniku czynności, które z mocy prawa powodują wskazane zmiany w stanie praw majątkowych klienta (art.63 Prawa bankowego).
Hipoteza: umowa pożyczki złotowej
Przyjmując odmienną hipotezę, że bank przekazał na własność ilość pieniędzy w złotych polskich, oznaczonych w umowie przy pomocy klauzuli towarowej, jako wartość określonej ilości franków szwajcarskich (§1 ust.1), należy zauważyć, że umowa pożyczki art.720 nie zezwala na opóźnione określenie ilości pożyczanych pieniędzy w terminie późniejszym (podobnie do umowy sprzedaży art.535 Kodeksu cywilnego), wymagając precyzyjnego podania określonej ilości pieniędzy. Prowadzi to do wniosku, że umowa łamiąc wymogi art.720 nie jest ważna.Wniosek: nieważna umowa pożyczki
Powyższe rozważania prowadzą w obu przypadkach do wniosku, że zawarta umowa nie została nigdy wykonana, a wypłacone pożyczkobiorcy środki pieniężne w złotym polskim (§3 ust.4) zostały przekazane bez podstawy prawnej. Bank w dacie wypłaty powinien wystąpić o zwrot świadczenia nienależnego. Skoro tego nie zrobił, doprowadził do przedawnienia swoich roszczeń.Hipotezę pożyczki można przyjąć z powyższymi konsekwencjami, albo też odrzucić z uwagi na zawarte w umowie informacje o pobraniu prowizji z kwoty wypłaconej pożyczki (§3 ust.2). Cecha ta jest przynależna tylko umowie kredytu art.69 Prawa bankowego.
Dlaczego SN nie doszedł do powyższych wniosków forsując hipotezę art.720? Nie potrafię powiedzieć. Zaznaczę tylko, że instytucja pożyczki ma pewnie z dwa tysiąca lat (jej protoplasta to Mutuum z Prawa Rzymskiego) i najwyższy czas aby doktryna potrafiła ją prawidłowo rozpoznać i ocenić jej cywilistyczne skutki.
Wada prawna umowy
Bank w przewrotnie zgodny z taktyką drugiej strony sporu przyznaje, że automatyczne pobieranie środków pieniężnych z konta złotówkowego obarczone jest wadą braku precyzyjności, co powoduje niewiązanie klauzulą przeliczeniową CHF na PLN, która to była stosowana przy spłacie każdego miesięcznego zobowiązania.I tutaj pojawia się główny element strategii procesowej pełnomocnika małżeństwa Ż., słusznie twierdzącego że skoro przeliczenie z CHF na PLN (§9 umowy) jest klauzulą niedozwoloną to ani małżeństwo Ż. ani też bank nie wie tak naprawdę ile ze zobowiązań względem banku zostało spłaconych w momencie rozwiązania umowy. Skoro małżeństwo Ż. obciążane było przez 3 lata przez bank opłatami na podstawie klauzuli niedozwolonej, to de facto nie wiadomo jak to wpływało na saldo zadłużenia oraz na rozliczanie należności za odsetki.
W konsekwencji nie jest możliwe, na podstawie umowy pozbawionej postanowień §9, obliczenie wysokości zadłużenia małżeństwa Ż. Idąc dalej tym tropem, należy zauważyć, że nie znając salda długu w żadnym momencie wykonywania umowy, czego konsekwencją jest nieznana ilość odsetek kapitałowych, a także nieznana ilość odsetek karnych, niezawodnie należy dojść do konkluzji że nie jest możliwe, na podstawie umowy lub też przepisów prawa, wpisanie żadnej sumy pieniężnej do BTE. A to prowadzi do wniosku, że jedyną możliwością postąpienia w tej sytuacji, jest zwrot pobranych od małżeństwa sum pieniężnych i próba innego rozliczenia umowy.
Tutaj jednak pojawia się kolejny kłopot: jak rozliczyć umowę sprzed 16 lat, w której dłużnik de facto nie zapłacił żadnej raty, ponieważ wszystkie świadczenia, których dokonywał, były nienależne w wyniku niezgodności umowy z prawem w obszarach obliczania wysokości wpłat w złotym polskim. Nienależne świadczenia powinny zostać zostać małżeństwu Ż. zwrócone. Jak takie nie mają wpływu na saldo długu, które znajduje się na poziomie z zaciągnięcia zobowiązania.
Zaniedbania banku
Prowadzi to do sytuacji w której z wyłącznej winy banku, stosującego nieuczciwe zapisy w umowie kredytowej, dłużnik nie był w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań. Bank przez 16 lat nie podjął jakiejkolwiek próby naprawy umowy, pomimo że będąc profesjonalnym uczestnikiem życia gospodarczego posiadającym dostęp do najwyższej jakości prawników, zarówno reagujących na incydenty prawne, monitorujących system prawa, a także na zlecenie sektora bankowego dokonujących rozwoju systemu prawa.Nie można przyjąć hipotezy, że bank wykonując swoje obowiązku należycie, zgodnie z wymogami stawianymi przed nim przez przepisy obowiązujące w Polsce, organy Państwa, regulatora, a także traktaty międzynarodowe, nie zna obszaru prawa w ramach którego kształtuje stosunki umowne z konsumentami.
Taka hipoteza prowadziłaby do wniosku, że zarząd banku z powodu nienależytego wykonywania swoich obowiązków przez wiele lat doprowadzał do sytuacji bezpośredniego zagrożenia depozytów swoich klientów, a także interesów akcjonariuszy, prowadząc ryzykowną grę balansując na pograniczu prawa. Robił to nie tyle z wyrachowania, ale z powodu zaniedbania prawidłowej edukacji swoich pracowników a także braku rozwoju wiedzy w obszarze niezbędnym do bezpiecznego funkcjonowania banku.
Należy tutaj zaznaczyć, że pomimo, że Polska przystąpiła do Unii Europejskiej w 2004 roku, to kwestia wzorca umowy, a także odpowiedzialności przedsiębiorcy za jego jakość była świetnie znana w doktrynie, że wystarczy wspomnieć o bardzo dojrzałej pracy na ten temat E.Rutkowskiej "Bankowe wzorce umowne" z 2002 roku, nie wspominając monografii E.Łętowskiej "Wzorce umowne" z 1974 r. czy też dorobku doktryny w tym zakresie z czasów Kodeksu zobowiązań z 1934 r. Bank doskonale widział, że wzorzec umowy "pożyczka uniwersalna" łamie przepisy Kodeksu cywilnego i jakie są tego konsekwencje. Sama umowa była zawarta w 2001 roku, czyli rok po nowelizacji Kodeksu cywilnego, będącego konsekwencją implementacji w prawie polskim dyrektywy Rady 93/13/EWG.
Roszczenia banku są przedawnione
Na tej podstawie należy stwierdzić, że bank z pełną świadomością brnął w wieloletni spór prawny, pomimo że już w dniu zawarcia umowy mógł podjąć decyzję o jej zarwaniu z uwagi na niezgodność z prawem. Na podstawie art.120 Kodeksu cywilnego, od tej daty liczy się bieg przedawnienia, który w przypadku przedsiębiorców wynosi trzy lata. Czy bank przerwał bieg przedawniania wystawiając BTE w 2006 roku? Zapewne tak się stało, na podstawie art.123 w momencie uprawomocnienia BTE przez Sąd rejonowy. Należy jednak zauważyć, że bank zrobił to o dwa lata za późno, ponieważ przedawnienie roszczeń wynikających z klauzul abuzywnych nastąpił w trzy lata po zawarciu umowy. Zaznaczę, że racjonalny i dopełniający swoich obowiązków bank powinien tę umowę rozwiązać w momencie jej zawarcia, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z obecności w niej klauzul niedozwolonych.Na tej podstawie należy uznać, że roszczenia banku uległy przedawnieniu. Zaznaczam, że są to przypuszczenia amatora.
Roszczenie banku nie jest przedawnione
Uznając jednak, obaliwszy argumentację prowadzącą to przedawniania roszczeń banku, że bank posiada pełną wierzytelność względem małżeństwa Ż. należy uznać, że małżeństwo Ż. jest winne 272.000 CHF powiększone o wszelkie odsetki kapitałowe oraz karne związane z niewykonywaniem umowy do dnia jej wypowiedzenia w 2005 roku.Tego typu interpretacja jest jednak błędna ponieważ to nie dłużnik doprowadził do nienależytego wykonania umowy, tylko wierzyciel. Konsument nie może ponosić negatywnych skutków niezgodnego z prawem zachowania przedsiębiorcy. Gwarantem tego jest system prawa chroniący konsumenta przed nieuczciwymi zachowaniami przedsiębiorcy, zarówno na poziomie Konstytucji, ustawy Kodeks cywilny, ale także szeregu innych ustaw, a także przepisów wspólnotowych, w szczególności dyrektywy Rady 93/13/Ewg, która jest głównym elementem wywodów SN w niniejszej sprawie.
Unieważnienie złotowej umowy kredytowej
Pełnomocnik banku starał się wykazać, że umowa jest nieważna z uwagi na brak podania w niej kwoty kredytu a także podstaw do jej obliczenia. Robiąc to podparł się interpretacją umowy jakoby bank zobowiązał się w niej do przekazania małżeństwu Ż. sumy środków pieniężnych denominowanej w złotym polskim.Niestety taktyka ta została odrzucona przez Sądy wszystkich instancji. Próba przyjęcia hipotezy o wyrażeniu zobowiązania w złotym polskim prowadzi do fiaska z uwagi na ogólnie przyjęty wymóg literalnego wyrażenia kwoty i waluty kredytu wyrażony w art.69 Prawa bankowego.
Można próbować przyjąć hipotezę o opóźnionym określeniu wartości, podobnie jak to robi umowa sprzedaży mająca podobną konstrukcję gramatyczną mówiąc o zapłacie ceny (art.535 Kodeksu cywilnego). Umowa kredytu mówi o kwocie środków pieniężnych, czyniąc ją równie nieprecyzyjną, co umowa sprzedaży mówiąc o cenie. Należy jednak zauważyć, że ustawodawca nie wyposażył umowy kredytu w mechanizm podobny do art.536, literalnie mówiący, że cenę można określić przez wskazanie podstaw do jej ustalenia.
Można jednak odnieść wrażenie, że zrobił to wraz w ustawą antyspreadową jednak ta pozostaje poza obszarem naszych rozważań nie mając żadnego wpływu na ocenę zgodności z prawem umów sprzed 2011 roku. Podtrzymując jednak tę myśl, należy się zastanowić nad celem uzupełniania art.69 ust.1 przez ust.2 uszczegóławiający umowę kredytu. Czy jest to lista cech obowiązkowych? Czy jednak przykładowa lista pomagające lepiej odczytać ust.1? Odczytując ust.2 nie sposób nie zauważyć jego niezobowiązującego zalecenia aby umowa kredytu została zawarta w formie pisemnej. Ustawodawca zastosował określenie "powinna być" zamiast dobitnego "musi być". Jest to przesłanka prowadząca do zrozumienia intencji ustawodawcy stojącej za zapisami ust.2. Przesłanka ta jednak może być słaba, ponieważ Prawo bankowe wiele razy stosuje określenie "powinno być" w kontekście obowiązku a nie sugestii.
Przyjmując natomiast zgodne z językiem prawnym znaczenie zastosowanego przez ustawodawcę w ust.2 określenia "w szczególności", jako podanie przykładowych ale nie wymaganych cech umowy kredytu, należy przyjąć, że jest to element opcjonalny. Stawiam hipotezę, gorąco wspieraną przez kolegę Tomasza Nowaka, że umowa kredytu może wyrazić kwotę kredytu w sposób podobny do umowy sprzedaży.
Pomimo, że wydaje się to techniką dopuszczalną, nie ma to jednak wpływu na umowy w których literalnie wyrażono kwotę i walutę kredytu. Wprowadzając taki zapis do umowy strony wypełniły opcjonalne uprawnianie wyrażone art.69 ust.2 pkt.2), nie pozostawiając już miejsca na oznaczenie kwoty i waluty kredytu w terminie późniejszym. I tak się stało w omawianej sprawie - strony literalnie zapisały zobowiązanie banku jako kwotę 272.000 franków szwajcarskich (§1 ust.1), dodatkowo podając słowny zapis tej liczby co nie budzi wątpliwości, że chodzi o główne świadczenie banku.
Wątpliwości SN
Jako amator czytając orzeczenia sądowe z pokorą zakładam, że nie rozumiem pewnych zawartych w nich myśli. Są jednak takie, które po dwóch latach zajmowania się tą problematyką odczytać potrafię.Sąd Najwyższy wykonał niewątpliwie wielką pracę za sprawą SSN R.Trzaskowskiego, który jest niekwestionowanym ekspertem w zakresie klauzul niedozwolonych. Ten obszar został omówiony przez SN w sposób ponad przeciętnie poprawny w prawie całej rozciągłości, niestety zawierając pewne dywagacje. Jednak już pozostałe aspekty związane z prawem zobowiązań, naturą kredytu, pożyczką a nawet nazywaniem klauzul przeliczeniowych pozostawia wiele do życzenia, a nawet oznacza kompromitację autorów.
W oczy rzuca się przyjęcie przez SN błędnego rozpoznania umowy jako art.720. Niestety SN nie dokonał prawidłowej wykładni umowy, co niewątpliwie doprowadziłoby do art.69. Nie zmieniłoby to co prawda wyroku, jednak rozważania stałyby się prawidłowe. W aktualnym zapisie są miejscami dla cywilisty rozumiejącego przepisy o pieniądzu i stosunkach dłużnych co najmniej zabawne.
W przypadku umowy pożyczki art.720 nie można mówić o zmianie waluty płatności, ponieważ umowa pożyczki, obligując bank do przekazania na własność przedmiotu pożyczki, nie umożliwia takiej przeprowadzenia operacji. Nie zauważanie tego niuansu, jest niestety obrazem świadomości doktryny prawniczej na temat stosunków dłużnych z zakresu pożyczki i kredytu bankowego. Tutaj należy zastanowić się dlaczego niekwestionowany ekspert w zakresie Prawa bankowego, SSN M.Bączyk - autor wyśmienitej wykładni umowy kredytu z 1999 (trzy fazy kredytu) oraz świadek prac nad Prawem bankowym z okresu II etapu reformy gospodarczej (1985-), nie zauważył tego aspektu sporu. Nie znajduję odpowiedzi na ten problem.
Zupełnie niezrozumiałe jest przyznanie przez SN racji wywodom SA jakoby klauzule przeliczeniowe miały charakter waloryzacyjny czy też indeksacyjny. Jest to dowód na kompletną ignorancję SN w zakresie waloryzacji, której jedyną ekonomiczno-społeczną funkcją jest utrzymanie wartości zobowiązania pieniężnego. Doprawdy trudno dopuścić myśl, że strony próbują utrzymać wartość zobowiązania wyrażonego w walucie obcej poprzez "waloryzację" ceną pieniądza polskiego. Waloryzacja zresztą może być dokonana tylko i wyłącznie innym niż pieniądz miernikiem wartości i w żadnym wypadku nie wystarczy tutaj powiedzieć, że jest to inny niż pieniądz umowy. Niestety w wyniku manipulacji przedstawicieli doktryny prawniczej opinia taka weszła do obiegowego użycia, będąc jednak opinią niezgodną z wykładnią prawa.
Tego typu dywagacje są nieodpowiedzialnym powielaniem błędów popełnionych w przeszłości, a także dosyć frywolnych wywodów A.Brzozowskiego, umieszonych w podręczniku Zobowiązania (1994). Zmiana waluty zobowiązania, czy też "twórcze" wyrażenie zobowiązania w innej walucie, która nie jest pieniądzem, w żadnej mierze nie jest waloryzacją. Tutaj SN wykazał się niestety ignorancją podstaw prawa a także zasad ekonomii. Dla porządku zaznaczę, że jedynym powodem dla którego utrzymanie wartości ekonomicznej zobowiązania było możliwe poprzez płatność w walucie alternatywnej było powszechne odnoszenie wartości walut do złota (tzw. parytet), występujące przez II wojną światową. Ten element systemu monetarnego zakończył się ostatecznie w 1972, wraz z odejściem od parytetu złota przez U.S.A. Od tej pory rynek walutowy jest rynkiem czysto spekulacyjnym, a zmiana waluty zobowiązania nie prowadzi do utrzymania wartości zobowiązania tylko jest narzędziem spekulacji. Tego SN nie może ignorować, bo to nie przystoi ani prawnikom, ani po prostu komukolwiek, będącego osobą świadomą w jakimkolwiek stopniu zmian występujących w świecie w ostatnich stu latach.
SN brnąc w dywagacje na temat klauzul waloryzacyjnych bronił twierdzeń SA, w zakresie zgodności uowy z art.353, czyli definicją świadczenia. Szkoda, że SN nie dokonał prawidłowej wykładni tego przepisu w kontekście umowy. To co zrobił w zakresie art.720 było błędne. Nie popełniłby tej prawniczej gafy, zauważając, że ma do czynienia z art.69.
Należy podkreślić, że SN dokonując wykładni umowy jako pożyczki art.720 popadł w kolejny poważny błąd. Umowa pożyczki polega na przeniesieniu własności środków pieniężnych. Skoro strony umówiły się na przeniesienie własności sumy wyrażonej w złotym polskim, to to jest zobowiązanie banku. Skoro jednak SA ustalił, że przedmiotem zobowiązania wynikającego z umowy jest suma pieniężna wyrażona we frankach szwajcarskich, nie da się odeprzeć zarzutu, naruszenia przez Sąd Apelacyjny art. 353 k.c. Bo skoro zobowiązaniem banku jest przeniesienie na własność biorącego pożyczkę określonej ilości pieniędzy szwajcarskich, to nie można tego zobowiązania świadczyć poprzez przekazanie na własność pieniędzy polskich. Wnioskowanie takie jest zarówno nielogiczne jak i przeczy ustawie oraz zasadom prawa.
Tutaj SN dał niestety wiarę kompletnie chaotycznym wywodom SA ignorując wywody SO, który dokonał prawidłowej wykładni umowy, klasyfikując ją jako umowę kredytu. Umowa kredytu umożliwia zmianę waluty, ponieważ zobowiązanie banku sprowadza się do oddania do dyspozycji środków pieniężnych. Umowa literalnie to wyraża, precyzując, że "oddanie do dyspozycji" zostanie zrealizowane poprzez kontro kredytowe. Doprawdy nie rozumiem dlaczego SN tak zdawkowo potraktował tę sprawę. Zaznaczę, że dokonując prawidłowej wykładni umowy doprowadził by do identycznych wniosków nie doprowadzając jednak do ignorowania podstaw prawa.
Sąd popierając tezę o walutowości zobowiązania banku odniósł się do stawki LIBOR, dodając jednak już od siebie, że chodzi o LIBOR 3M. Umowa tego jednak nie precyzuje, tak więc SN nie powinien podawać symbolu uznanego za standardowy w międzynarodowej bankowości. Prawdę mówiąc SN powinien pominąć ten aspekt milczeniem, ponieważ klauzule precyzujące zastosowanie stawki LIBOR także są postanowieniem niedozwolonym na tej samej podstawie do odnoszenie to tabel kursowych banku. Umowa podaje, że LIBOR jest ogłaszany przez PBK SA, chociaż wszyscy wiedzą że jedynym miarodajnym i obiektywnym źródłem są notowania instytucji zagranicznych zajmujących się administracją tym wskaźnikiem. Nie potrafię powiedzieć, czy SN powinien zająć się oceną abuzywności podstawy oprocentowania z urzędu. Mam wrażenie, że tak, aczkolwiek mogą tutaj wchodzić jakieś procedury Kodeksu postępowania cywilnego. Na pewno powinien to podnieść pełnomocnik małżeństwa Ż. jako jeden z elementów wykazujących nieważność umowy.
Prawnicy przechodzą nad pewnymi kwestiami do porządku dziennego nie poddając ich weryfikacji krytycznej. Niestety tak się dzieje z rzekomym prawem banku do stania ponad zasadą walutowości. O ile można to wybaczyć prawnikom banków, którzy zakładają że reprezentują nietykalną kastę, o tyle nie można tego wybaczyć ani pełnomocnikom kredytobiorców ani też Sędziom sądów powszechnych włączając Sąd Najwyższy.
Prawo dewizowe dotyczy obrotu dewizowego, który jest zdefiniowany m.in. jako prowadzenie rozliczeń dewizowych. Banki mają do tego prawo bez dodatkowych zezwoleń, czego wyraz znajduje się w Prawie dewizowym. Aby jednak wejść w zakres Prawa dewizowego, umowy muszą doprowadzać do obrotu dewizowego t.j. rozliczeń w walutach obcych pomiędzy stronami umowy. Omawiana umowa do takiego obrotu nie doprowadzała, ponieważ konto kredytowe na które wpływały środki dewizowe było własnością banku, a jedyne rozliczenia z małżeństwem Ż. były realizowane w złotym polskim. Z uwagi na brak obrotu dewizowego, a także brak jakiejkolwiek możliwości do jego doprowadzenia, umowa łamie art.358 Kodeksu cywilnego (w brzmieniu z dnia zawarcia umowy) wyrażający tzw. zasadę walutowości.
Ciekawostką jest, że omawiana umowa umożliwia doprowadzenie do obrotu dewizowego dopiero po eliminacji klauzul abuzywnych, jednak nie można tego argumentu użyć jako podstawy do wejścia w zakres Prawa dewizowego. Przedstawiam go jednak jako ciekawostkę, która szalony prawnik banku typu "kamikadze" mógłby próbować przedstawiać w sądzie.
Konkluzja Sądu Najwyższego
Punktem kulminacyjnym rozważań SSN był problem zaliczenia świadczeń pobieranych przez dłużników na poczet spłaty długu, które to musiałby być w jakikolwiek dopuszczalny przez prawo sposób rozliczone aby móc poprawnie wyliczyć poziom zadłużenia małżeństwa Ż. co jest z kolei wymagana aby odpowiednio skorygować bankowy tytuł egzekucyjny. Bez rozważań zaprezentowanych przez SN umowa powinna zostać rozwiązaniu jako niemożliwa do wykonania.Niewątpliwie Sąd dokonał zabiegów z zakresu wykładni rozszerzającej aby utrzymać umowę w mocy. Czy miał do tego prawo? Należy podkreślić że w normalnej sytuacji, tj. dla umów zawartych po 2004 r. nie. Inaczej jest jednak w niniejszej sprawie z 2001 r.
SN umotywował swoją decyzję w nieco "kreatywny" sposób, w wyroku, zauważając, że dyrektywa 93/13/Ewg nie zmierza do unieważnienie umów, tylko do ich utrzymania o ile jest to w interesie klienta. Jest to prawda połowiczna, o czym w dalszej części opisu. Pozostając jednak w kontekście tego wątku, zaznaczę, że oczywiście w kwestii długu denominowanego w walucie obcej w sytuacji zwyżki jej wartości, w interesie dłużnika może być unieważnienie umowy. Taki interes w niniejszej umowie wyraził pełnomocnik małżeństwa Ż.
Po eliminacji klauzuli przeliczeniowej, SN stanął przed problemem rozwiązaniem problemu luki w prawie, ponieważ w latach obowiązywania umowy t.j. 2001-2005 nie było przepisów na poziomie Kodeksu cywilnego umożliwiających przeliczanie długu wyrażonego w pieniądzu obcym na złoty polski. Jak wcześniej zauważyłem, przepis taki jest niezbędny aby móc zaliczyć wpłaty kredytobiorców realizowane w ramach spłaty długu w latach 2001-2003. Zastanawiając się nad tym co zrobił sąd sięgając zarówno do innych części umowy jak i do egzotycznych przepisów prawa, pozornie niezwiązanych z wykonywaną umową, odnalazłem rozważania J.Wróblewskiego na temat interpretatio extensiva - wykładni rozszerzającej, gdzie autor zauważa, że:
Sąd stosując normy prawne obowiązany jest do rozstrzygnięcia konkretnego przypadku, przy czym nie może się od tego uchylić przez wskazanie wieloznaczności stosowanej normy względnie jej braku.
SN dokonując powyższej wykładni zaznaczył, że przepisu umowy stosujący kurs kupna waluty jest także abuzywny, jednak można go zastosować, ponieważ konsument ma prawo zaakceptować klauzulę niedozwoloną o ile jest to jego interesie. W tym miejscu widać także kunszt pełnomocnika małżeństwa Ż. który pozostawił w umowie ten zapis, pomimo że intuicja podpowiadała aby zaatakować wszystkie abuzywne zapisy.
SN przekazując sprawę do SA wyraził opinię, że SA musi dokonać wyboru pomiędzy przeliczeniem wpłat z zastosowaniem kursu średniego NBP lub też kursu kupna z dnia wykorzystania kredytu, wybierając ten który będzie bardziej korzystny dla konsumenta.
Rozwój wiedzy
Sąd Najwyższy w niniejszej sprawie przedstawił wzorcową interpretację przepisów w zakresie klauzul niedozwolonych. Jest to niewątpliwie zasługa SSN R.Trzaskowskiego, który zauważył co następuje:- postanowienie niedozwolone nie wiąże konsumenta od samego początku zawarcia umowy,
- postanowienie niedozwolone nie wiąże konsumenta mocą samego prawa,
- Sąd z urzędu bada niedozwoloność klauzul w umowie zawartej z konsumentem,
- Sąd z urzędu ma obowiązek poinformować strony o wyniku analizy klauzul pod kątem abuzywności,
- Sąd z urzędu ma obowiązek wyciągnięcia konsekwencji stwierdzenia klauzul niedozwolonych w umowie,
- konsekwencją eliminacji klauzuli niedozwolonej jest sankcja dla przedsiębiorcy,
- konsument ma prawo sprzeciwić się eliminacji klauzuli niedozwolonej z umowy,
- Sąd nie ma prawa wypełniać luki po niewiążącej klauzuli,
- Sąd nie ma prawa stosować redukcji zachowującej skuteczność.
SN zaznaczył, że dyrektywa 93/13/Ewg nie chroni wszystkich umów, ale tylko te zawarte po dacie przyłączenia Polski do EU. Jest to ważny argument, jednak 99% naszych umów zostało zawartych w latach 2005-2008, tak więc należy pamiętać, że wywody w tym zakresie nie dotyczą znakomitej większości z nas.
Wywody SN pokazały także, że literalny zapis umowy nie ma znaczenia a strony powinny dokonać jej wykładni na podstawie art.65 Kodeksu cywilnego.
Naginanie prawa
Na tym etapie rozważań, interpretacja prawa wychodzi poza literalne odczytanie przepisów, wprowadzając nas w nowe obszary prawoznawstwa. Niezbyt często czytam w wyrokach finezyjne konstrukcje prawne, niestety zwykle natrafiając na prawnicze dywagacje oparte na intuicji oraz braku wiedzy nie tylko w zakresie specjalistycznym dotyczącym sporu, ale także z zakresu prawa, prawoznawstwa, w szczególności technik wykładni prawa. SN w niniejszej sprawie bardzo sprawnie posłużył się wykładnią rozszerzającą z zastosowaniem wykładni przez analogię. Cywiliści powinni przeanalizować ten obszar wywodów SN. Abstrahując od możliwości zastosowania tych rozważań do obszaru klauzul niedozwolonych, wywody te wydają się bardzo eleganckie oraz spójne z wywodami J.Wróblewskiego.SN wyraził interesujące opinie w ramach księgi zobowiązań:
- dług wyrażony w pieniądzu obcym może być spłacony w pieniądzu polskim nawet bez wyraźnego określenia w umowie. Tutaj nie potrafię powiedzieć czy SN dokonał prawidłowej analizy stany faktycznego. Aby to zrozumieć należy poddać analizie przywołane przez SN orzecznictwo.
A także w zakresie wykładni prawa:
- w przypadku stwierdzenia luk w prawie należy posłużyć się wykładnią rozszerzającą z ew. użyciem wykładni przez analogię,
- w przypadku luki w prawie uniemożliwiającej przeliczenie długu na walutę polską, należy odszukać w prawie analogicznych przepisów. Tutaj SN odnalazł podobny zapis w prawie wekslowym oraz dewizowym.
Psucie prawa
Sąd Najwyższy wyraził niezgodną z prawem EU opinię, jakoby Sąd mógł uzupełnić umowę w przypadku zagrożenia jej utrzymania z powodu wystąpienia znaczących luk. Wydając ją SN uzupełnia nijako orzecznictwo TSUE, które najprawdopodobniej nie wypowiadało się w zakresie zerwania umowy z powodu eliminacji ważnego postanowienia. Ten aspekt powinien zostać poddany analizie, ponieważ jawnie narusza ducha dyrektywy 93/13/Ewg, zachęcając przedsiębiorców do "kreatywnego" naruszania dyrektywy 93/13/Ewg. W tym obszarze widzę miejsce do zadania pytania prejudycalnego, ponieważ SN puszcza w ten sposób oko do sektora bankowego: "Nie bójcie się, wady są tak poważne, że w ten sposób uzupełnimy każdą umowę".Należy jednak podkreślić z całą stanowczością, że dyrektywa 93/13/Ewg jest jednym z podstawowych przepisów EU, której jednym z filarów założycielskich jest ochrona konsumenta. Utrzymanie lub zerwanie umowy powinno więc wynikać tylko i wyłącznie z interesu konsumenta. SN niestety nie uwzględnił interesu konsumenta w swoim wyroku, pomimo że pełnomocnik konsumenta jasno wyraził, że celem procesu jest unieważnienie umowy. Dlaczego SN pomino jasnego celu konsumenta dokonał próby uzupełnienia orzecznictwa TSUE w celu utrzymania umowy? Nie potrafię powiedzieć.
Należy tutaj zaznaczyć, że SN w sposób bardzo świadomy przytacza kontrargumenty dla swoich dywagacji, tak jakby chciał zrzucić ze swego sumienia odpowiedzialność za ich użycie. Znam tego typu narrację z prac W.Czachórskiego; widocznie prawnicy już tak mają. Przywołując wyrok TSUE w sprawie C-26/13, szczególnie zdanie 83, SN odrzuca jednak swoje dywagacje, podkreślając że nadrzędnym celem postanowień dyrektywy 93/13/Ewg jest ochrona konsumenta oraz ukaranie nieuczciwego przedsiębiorcy.
Czytając wywody SN miałem miejscami wrażenie, że odwołuje się on do beletrystyki w wykonaniu M.Romanowskiego zawartej w rozrywkowej publikacji "Życie umowy...", jednak nie odnalazłem w tej operetkowej publikacji podobnych argumentów. Muszę jednak powiedzieć, że ponowny rzut oka w wywody M.Romanowskiego, wykazał absolutną różnicę klas pomiędzy biznesmenem, menedżerem i prawnikiem, a SSN. Pomimo pewnych dywagacji i uciekaniu od najważniejszych odpowiedzi, SSN R.Trzaskowski utrzymuje wysoki poziom merytoryczny i moralny swoich wywodów, co pozwala nam ufać, że SN będzie wydawał wyroki zgodne z prawem, czego do tej pory nam odrobinę brakowało w obszarze spraw związanych z kredytami odnoszonymi do walut obcych.
Należy zauważyć, że pomimo świetnego przedstawienie teorii klauzul niedozwolonych, podpartej bogatym orzecznictwem TUSE, SN nie wyciągnął z urzędu konsekwencji niedozwolonej klauzuli zmiany oprocentowania, które było oparte na ustalanym przez bank LIBOR, co więcej SN dookreślił sobie jako by chodziło o LIBOR 3M, pomimo, że symbol taki nie znajduje się w umowie.
Należy także zauważyć, że SN cytując art.6 ust.1 dyrektywy 93/13/Ewg bezrefleksyjnie zacytował polskie tłumaczenie. Jest to jak już doskonale wiemy niezgodne z zasadami wykładni prawa. Pomimo zgodności swoich wywodów z wykładnią przepisu, SN powinien z powodów edukacyjnych poruszyć problem tłumaczenia przepisu, ponieważ niestety kreatywni prawnicy drugiej strony często bazują na polskiej wersji w celu wprowadzenie zamętu argumentacyjnego. Aby postawić temu tamę, SN powinien przywołać oficjalne wersje językowe przepisu i dokonać ich wykładni. Polskie tłumaczenie, jako wynik pracy anonimowego tłumacza, nie jest źródłem prawa. Jest dokumentem czysto informacyjnym.
Dodatkowo SN dokonał dosyć ważnej interpretacji zasad współpracy z TSUE w ramach zadawania pytań prejudycalnych. Zaznaczę, że polskie sądy dosyć rzadko korzystają z tej możliwości. W niniejszej sprawie pytanie nie zostało skierowana z uwagi na zawarcie umowy przed datą przystąpienia Polski do EU. Czy taka interpretacja współpracy polskiego Sądu z sądownictwem EU jest to zgodne ze stanem faktycznym? Nie potrafię powiedzieć.
SN powtórzył błędy znajdujące się w pozwie oraz w rozważaniach SA. Należy do nich zaliczyć:
- bezrefleksyjne stosowanie określeń waloryzacja, indeksacja, denominacja w zakresie klauzul przeliczeniowych pomiędzy kursami walut,
- bezpreleksyjne powtarzanie o umowie pożyczki, art.720 pomimo że umowa dotyczy art.69 Prawa bankowego. Taka postawa SN szczególnie zadziwia w świetle zaznaczanej kilkukrotnie przez SN konieczności dokonania prawidłowej wykładni umowy.
Stan umowy
Na podstawie analiz, także tych "prawotwórczych" Sądu Najwyższego, Sąd Apelacyjny będzie musiał podjąć decyzję co zrobić z omawianą umową. Możliwe są dwa wyjścia:- Przeliczenie pobranych sum pieniężnych w/g kursu kupna CHF z dnia wykorzystania kredytu, który jest niewątpliwie bardziej atrakcyjny niż kurs średni NBP z momentu spłaty miesięcznych rat, do czego prowadziłoby zastosowanie analogii z prawa wekslowego. W tej sytuacji pozostały po rozliczeniu dług pozostaje wyrażony w CHF i podlega spłacie na podstawie BTE w/g art.358 §1 w brzmieniu z dnia egzekucji. Oznacza to, że BTE denominowany w CHF zostanie przeliczony na PLN w/g obowiązującego w dniu egzekucji kursu średniego NBP.
- Uznanie umowy za nieważną z uwagi na niemożność dokonania jej rozliczenia. Uznając abuzywność klauzul przeliczeniowych i niemożność uzupełniania luki, małżeństwo Ż. byłoby w stanie posiadania 16 letniego nigdy nie spłacanego długu. Odsetki od takiego długu byłyby olbrzymie i nie małżeństwo Ż. nie może być nimi obciążone. Nie z jego winy wykonanie umowy zostało naruszone. W tej sytuacji bank musi dokonać zwrotu wszystkich pobranych sum PLN, a małżeństwo Ż. wypłaconej w PLN sumy pieniężnej PLN. Nastąpi w ten sposób wzajemny zwrot nienależnych świadczeń.
Konkluzja
Wyrok Sądu Najwyższego stawia tamę wszelkim dywagacjom na temat klauzul niedozwolonych, ostatecznie kończąc okres ignorowania prawa przez Sądy powszechne. Należy jednak pamiętać, że wyrok ten nie stanowi prawa, i każdy pełnomocnik reprezentujący konsumenta w procesie powinien przeprowadzić argumentację, której wykonanie będzie łatwe z uwagi na klarowane wnioskowanie przedstawione przez SSN R.Trzaskowskiego podparte dodatkowo wielką ilością wyroków TUSE. Należy uznać, że jest to niezwykłe zachowanie SN, który postępując tak niewątpliwie wpływa na rozwój poziomu wiedzy prawniczej w Polsce.
Kolejny juz raz Sąd ocenił umowę denominowaną jako wyrażoną w pieniądzu obcym, co stawia tamę dywagacjom na temat zlotowej natury świadczeń głównych. W tej sytuacji pełnomocnicy kredytobiorców powinni rozwijać argumentację wykazującą brak obrotu dewizowego, przez co umowy łamią zasadę walutowości. Po detale zapraszam do książki "Oddać do dyspozycji. rozważania Konsumenta", zaznaczając, że zawarta tam wiedza obarczona jest licencją użycia.
Wyrok jest dowodem na konieczność czytania wyroków w sposób krytyczny, co jest jedną z dróg do rozwoju wiedzy. Jest także dowodem na to, że wyroki nawet SN mogą zawierać błędy, przeinaczenie i próby naginania prawa.
Wyrok Sądu Najwyższego, pomimo że nie jest wyrazem dążeń kredytobiorców, daje im nadzieję na pozytywne załatwienie nurtującej ich sprawy.
Kolejny juz raz Sąd ocenił umowę denominowaną jako wyrażoną w pieniądzu obcym, co stawia tamę dywagacjom na temat zlotowej natury świadczeń głównych. W tej sytuacji pełnomocnicy kredytobiorców powinni rozwijać argumentację wykazującą brak obrotu dewizowego, przez co umowy łamią zasadę walutowości. Po detale zapraszam do książki "Oddać do dyspozycji. rozważania Konsumenta", zaznaczając, że zawarta tam wiedza obarczona jest licencją użycia.
Wyrok jest dowodem na konieczność czytania wyroków w sposób krytyczny, co jest jedną z dróg do rozwoju wiedzy. Jest także dowodem na to, że wyroki nawet SN mogą zawierać błędy, przeinaczenie i próby naginania prawa.
Wyrok Sądu Najwyższego, pomimo że nie jest wyrazem dążeń kredytobiorców, daje im nadzieję na pozytywne załatwienie nurtującej ich sprawy.
###
Załącznik A. Kalendarz sporu
2001 - zawarcie umowy2004 - zaprzestanie obsługi długu
2005 - rozwiązanie umowy
2006 - wystawienie BTE
2006 - postępowanie egzekucyjne na sumę 400.000 zł
2011 - postępowanie egzekucyjne na sumę 1.200.000 zł
2012 - zaskarżenie BTE do Sądu Okręgowego
2014 - oddalenie BTE przez Sąd Okręgowy sygn.akt. I C 201/12
2014 - złożenie Apelacji przez bank
2016 - rozprawa apelacyjna w której małżeństwo Ż. przegrywa
2016 - złożenie kasacji w Sądzie Najwyższym
2017 - rozprawa SN. Sprawa skierowana ponownie do SA.
Wersje
wersja 1 - oryginalna, http://styczynski.blogspot.com/p/teatr-sporu-sadowego-na-przykadzie-ii.htmlwersja 2 - dodane: Hipoteza: umowa pożyczki walutowej, Hipoteza: umowa pożyczki złotowej, Nieważna umowa pożyczki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz