niedziela, 9 lipca 2017

Wygrana przez mBank bitwa, prowadzi nas do wygranej wojny

Jak to możliwe, że bank może apelacją uchylić wyrok Sądu pierwszej instancji i przegrać? Takie rzeczy tylko w Polsce. Apelacja mBank S.A. od wyroku Sądu Rejonowego sygn. VI C 1713/15 została podtrzymana przez Sąd Okręgowy, który nie odważył się wziąć na swoje barki odpowiedzialności za stosowanie prawa w Polsce. A szkoda, bo władza sądownicza jest jednym z filarów praworządności. Praworządności, która przegrywa po raz kolejny w starciu z jednym z owoców II etapu reformy gospodarczej, jakim jest sektor bankowy. 1410 słów.


Wyrok pokazał po raz kolejny, że pojedyńcza linia argumentacyjna oparta na abuzywności to za mało. Sądy czują się zwolnione z odpowiedzialności za bezwzględne stosowanie prawa. Nie potrafię sprecyzować dlaczego tak się dzieje. Może z powodu niskiej świadomości społecznej w zakresie prawa? Może jednak z powodu całkowicie prawidłowego przekonania co do roli systemu sądowniczego w systemie społecznym? Systemu, który stara się naginając lub też ignorując prawo wchodzić w rolę ustawodawcy lub też polityka. 

Nie mamy jeszcze pisemnego uzasadnienia, ale czytając notkę prasową na ten temat, włos staje na głowie i odbiera mowę. Skąd Sąd wziął takie konkluzje? Trudno mi to doprawdy zrozumieć. 

Oto najbardziej bolesne cytaty:

  • konsument nie musiał wybierać tego typu kredytu,
  • nielegalne przepisy należy zastąpić innym prawem, którego sąd jednak nie wskazał,
  • zdaniem sądu konsument przedstawił najkorzystniejsze dla siebie rozwiązanie sytuacji, a powinien przedstawić wyliczenia pokazujące jak nadpłacił kredyt w wyniku stosowania niekorzystnych kursów przez bank,
  • powinno się zastosować inny obiektywny wskaźnik, którym może być średni kurs NBP
  • indeksacja umowy kursem franka szwajcarskiego jest legalna.


Wszystkie powyższe stwierdzenia są przynależne politykowi, ale nie Sądowi, który stoi na straży prawa. Od strony taktycznej, jest to jednak wielka wygrana. Pozornie przegrana potyczka, prowadzi na do wygranej wojny. W kolejnych krokach należy wykazać nieprawidłowość wywodów Sądu, który minął się, piszę to z nieskrywanym bólem, z prawdą. 

Tutaj należy oddać Sądowi honor, że nie odważył się zignorować doniosłości Rejestru klauzul niedozwolonych, potwierdzając, że zapisy dotyczące przeliczania CHF na PLN w umowach BRE Bank są nieważne z mocy prawa i z mocą wsteczną. To jest wielka wygrana systemu prawa i  przyzwoitości. 






W sumie nikt z normalnych ludzi nie zrozumie zawiłości argumentacji w obszarze prawa. Ba!  Niewiele osób profesjonalnie zajmujących się prawem rozumie byty prawne (wzorzec umowy, umowa kredytu, waloryzacja). Sąd może więc sobie pozwolić, na małe działanie prawotwórcze. Wydaje się jednak, że rola Sądu jest jednak inna. Sąd powinien rozważać spór zgodnie z literą prawa, a nie wykładnią polityczną. Od polityki są politycy. Sąd powinien dotrzeć do prawdy i odpierać z całą stanowczością pokrętne argumentacje stron łamiące prawo. Sąd ma ku temu narzędzia; jednym z nich jest art.3 Kodeksu postępowania cywilnego.


Art. 3.
Strony i uczestnicy postępowania obowiązani są dawać wyjaśnienia co do okoliczności sprawy zgodnie z prawdą i bez zatajania czegokolwiek oraz przedstawiać dowody.

Sąd, dbając o doniosłość i powagę sytemu prawnego, powinien wyznaczyć granice argumentacji procesowej, która ze swojej natury polega na naginaniu prawa w celu ochrony interesu strony, chociażby strona była odpowiedzialna za najcięższe zbrodnie. Naginać nie znaczy jednak omijać i łamać prawo. Ten niuans powinien Sąd zauważyć. Bez tego elementu stajemy się głupsi, gorsi i cofamy się w czasie, ignorując rozwój nauk prawa i niestety doprowadzając do osłabienia i uszkodzenia więzów społecznych. W zakresie pieniądza nasza wiedza jest na poziomie XIX wieku. Aktualnie odrzucamy dorobek wiedzy na temat prawa ochrony konsumenta, odrzucając myśl zarówno polską (Kodeks zobowiązań 1933) jak i europejską (93/13/Ewg 1993). W imię czego?  Warto zapytać czy warto to robić w imię zdegenerowanych pracowników sektora bankowego, zarabiających "tyle co piłkarz" i psujących prawo oraz stosunki społeczne, stawiając się ponad prawem. Przypomnę, cytując C.Stypułkowskiego, że sektor bankowy jest tego świadom.


Należy przypomnieć, że stosowanie w umowach kredytowych kursów walut z tabeli ogłaszanej przez banki ma długą historię, znacznie wyprzedzającą lata 2000. Faktem jest, że wtedy nie było tak restrykcyjnych przepisów o ochronie konsumentów, a wyobraźnia bankowych decydentów nie przewidziała skali restrykcji, jakie po latach nastąpiły.

Kto jeśli nie wielkie przedsiębiorstwa ma dbać o przestrzeganie prawa. Taka jest właśnie myśl stojąca za swobodą zawierania umów, a także prawem ochrony konsumenta. Przedsiębiorca może wiele, ale to jego odpowiedzialnością jest przestrzeganie prawa. Jego, a nie konsumenta. I to on ponosi sankcje za łamania prawa, a nie konsument. Tak stanowi prawo. Do tego doszła myśl prawa europejskiego w wyniku 100 lat rozwoju. Możemy to oczywiście zignorować. Można nam, mamy do tego pełne prawo, ale czy warto? Niech się wszyscy zastanowią. Czy warto?


Rola przedstawiciela systemu prawa została pokazana we wzruszający sposób w filmie "Most szpiegów" z Tomem Hanks'em, którego bohater postępując przeciw wszystkim, ale z zgodzie z literą prawa. I wygrywa. Ktoś musi się tak zachować - po prostu przyzwoicie. Czekam na polskiego Jamesa B. Donovan'a. Człowieka, który przestrzegając prawa wskaże drogę prawdzie i przyzwoitości. To on ukształtuje naszą przyszłość. To jemu będziemy zawdzięczać dbałość o przestrzeganie prawa i zwiększenie ochrony konsumenta, a także tak potrzebną poprawę stosunków kontraktowych na styku bank-konsument.

~ ~ ~ 

Abuzywność to za mało. Przypadek procesu i apelacji mBank, pokazuje także, że nawet najmądrzejsi specjaliści, jakimi niewątpliwie są prawnicy kancelarii prowadzącej tę sprawę, nie mogą sobie poradzić z tym problemem. Z drugiej strony sporu, znajdują się prawnicy mniej wykwalifikowani, ale wsparci ogromnym public relations.

Wyrok niestety pokazuje niską świadomość Sądu na temat prawa ochrony konsumenta, wzorca umowy, negocjowania warunków, etc. Na szczęście wyrok podkreślił wagę wpisów do Rejestru klauzul niedozwolonych UOKiK. To jest wielka wygrana systemu prawa. To musimy podkreślać, ponieważ mBank, Millenium, oraz inne banki mają wpisy do owego rejestru. Przypomnę, że Rejestr pozostaje w mocy przez kolejne 10 lat. 

Niestety mecenas prowadzący sprawę dopuszcza stosowanie waloryzacji w umowach o kredyt bankowy. Robi tak zapewne w wyniku taktyki procesowej. Stosując argumentację abuzywności, niestety wyklucza się złamanie prawa z uwagi na waloryzację. Abuzywność nie może dotyczyć zapisów nielegalnych. Cóż za niefortunna sprzeczność!

Swego czasu dał on wyraz swojej taktyki w jednym z komentarzy do wyroków (tzw. glosa) mówiąc, że waloryzacja to takie sobie przeliczanie walut. Nic bardziej błędnego. Prawnik musi wiedzieć czym jest waloryzacja i umiejętnie wyłożyć to w sądzie. Wykładając waloryzację musimy przywoływać J.Wasilkowskiego, A.Stelmachowskiego, a także niestety W.Czachórskiego, oraz A.Brzozowskiego, którzy zdeformowali waloryzację w polskim systemie prawa. Można także przywołać Z.Radwańskiego, który podawał częściowo prawidłowe przykłady klauzul waloryzacyjnych. Waloryzacja ma na celu utrzymanie wartości ekonomicznej zobowiązania pieniężnego. Tylko tyle i aż tyle. Nie jest to w żadnej mierze wehikuł do spekulacji czy taki fajny kalkulatorek do przeliczenia walut. 

Inny, poniekąd wspaniały prawnik, poświęcający swą energię na walkę z sektorem bankowym, twierdzi z kolei, że klauzula waloryzacyjna jest wyjątkiem od zasady walutowości. Robi tak, ponieważ jest to mu potrzebne do wyjaśnienia fenomenu umów denominowanych, jako kontraktów złotowych. Postępuje tak, bo jest mu tak wygodnie w celu zastosowania argumentacji klauzul abuyzywnych związanych z kursami walut w umowach denominowanych. Jest to interesująca taktyka procesowa, ale niestety niezgodna z wykładnią prawa i sensem umowy denominowanej, jako zawartej w walucie obcej. Zachłystując się abuzywnością, nie dostrzega on złamania zasady walutowości w przypadku kontraktów "denominowanych", poprzez zawarcie umowy w walucie obcej, bez doprowadzenia do obrotu dewizowego. 

Prowadząc swe wywody. popełnia on także rażący błąd, powodujący swoiste, historyczne, uprawomocnienie klauzul waloryzacyjnych. Niestety idąc tym tropem posuwa się on nawet do przywołania nigdy nie będącego w mocy art.437 Kodeksu zobowiązań, a przywołując art.437 K.z. (1933) podkreśla że już w II RP stosowanie klauzul waloryzacyjnych było powszechnie akceptowane. Nie zauważa jednak, lub też pomija fakt, że już w czerwcu 1934 roku ten przepis został uchylony art.38 rozporządzenia Prezydenta RP. Biorąc pod uwagę, że Kodeks zobowiązań zaczął obowiązywać od 1 lipca 1934 roku, a art.437 uchylono w czerwcu, oznacza to, że efektywnie art.437 został usunięty z systemu prawnego na miesiąc przed wejściem w życie Kodeksu zobowiązań, czyli nie działał ani jednego dnia. Z tego wynika, że art.437 nigdy nie miał mocy prawnej. Nie wiem dlaczego więc prawnik ów ten przepis przywołał. Mam wrażenie, że pisał swój artykuł pod utartą w jego publicystyce aprobatę dla klauzul walutowych w umowie kredytu. Szanuję dr J.Czabańskiego za to co robi dla sprawy, ale nie mogę zrozumieć dlaczego ogranicza argumentację. Tym bardziej, że robiąc to zagraża interesom swoich klientów, których od kilku miesięcy reprezentuje w sporach sądowych.

Niestety podobną argumentację znalazłem ostatnio napisaną piórem adwokata banku. Adwokat banku przepisujący argumenty obrońcy kredytobiorców. Toż to niesamowite! Dzieje się.

Idąc tą drogą doprowadzamy do przedstawionych powyżej problemówAby poradzić sobie ze sprzecznością abuzywności i nielegalności zapisów umowy, należy argumentować tzw. "z ostrożności procesowej", czyli z alternatywną linią argumentacyjną. A niech będzie tych linii argumentacyjnych w pozwie z dwadzieścia, prowadzących do tego samego celu. Sąd wybierze sobie z tego katalogu te wystarczające. Tak postępuje mec.Orski i jak widać przynosi to owoce.

Apeluję do prawników o oderwanie się od abuzywności. Apeluję o powrót do podstaw prawa, wzmożoną pracę w analizie waloryzacji i natury kredytu bankowego, a także zasady walutowości, nominalizmu i prawa dewizowego. Apeluję także o pokorę. Ci z prawników, który zamiast przepisywać argumenty innych i brylować tu i tam, zajmują się odkrywaniem prawdy, otwieraniem nowych obszarów, ale i odkurzaniem tych zapomnianych i ignorowanych przez dziesięciolecia, prowadzą nas do wygranej. Ci co bezmyślnie przepisują cudze argumenty, lub też trzymają się jednej linii argumentacyjnej wplątują nas w problemy. Szkoda tych wszystkich pozwów zbiorowych w które uwikłali się ludzie, pozwów opartych tylko na abuzywności. Tysiące ludzi zmierza w niewiedzy donikąd. Po co? Dlaczego? Czy tak można? Czy jest to etyczne?

Wygramy, ale musimy współpracować. Apeluję o wypracowanie metod na wymianę między prawnikami wiedzy. Znajdźcie Panie i Panowie metody na wspieranie się. Klientów starczy dla wszystkich. Jest nas więcej niż 500.000. Jeżeli 10% zdecyduje się na pozwy, daje to 50.000. Pracy starczy dla wszystkich. A know-how i tak przenika w tajemniczy sposób z rąk do rąk. Niech na Waszej współpracy zyskają wszyscy, a także zyska rozwój wiedzy prawniczej. Niech kolejne pokolenia wspomną ten okres jako renesans wiedzy prawniczej nie tylko w zakresie klauzul niedozwolonych, ale także w zakresie pieniądza.


A na razie cieszmy się wygraną systemu prawa w Polsce w zakresie doniosłości Rejestru klauzul niedozwolonych. Ta przegrana jest taktycznym oddaniem pola. Ta przegrana bitwa, doprowadzi nas do wygranej wojny.


###









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz